Jednym z wydarzeń, które bardzo utkwiły w pamięci ks. Stefana Wyszyńskiego było odnalezienie pewnej karty, którą wiatr przywiał od zniszczonej Warszawy. Zobaczył ją w lesie, spopieloną wśród wielu innych kart. Został tylko w niej niedopalony środek, a na nim słowa: „Będziesz miłował”. Powiedział wtedy: „Nic droższego nie mogła nam przysłać ginąca Stolica.
Po przeżytym jubileuszu 25 lat kapłaństwa i obronie pracy doktorskiej, w ramach urlopu w 2010 roku pojechałem na Wybrzeże. Pragnąłem nie tylko odpocząć, ale w roku tak ważnych rocznic dla Polski – wypadków grudniowych i powstania Solidarności odwiedzić miejsca szczególnie związane z tymi wydarzeniami.
Jeden z dni utkwił mi szczególnie w pamięci. Stanąłem na Placu Solidarności przed bramą Stoczni Gdańskiej. Był prawie pusty. W skupieniu spoglądałem na Pomnik Ofiar Grudnia 1970 roku. Trzy olbrzymie krzyże spięte kotwicami – znakiem nadziei, nawiązującymi do tragicznych wypadków lat 1956, 1970, 1976, płaskorzeźby stoczniowców z polską flagą i sztandarem Solidarności, a także słowa wiersza Miłosza „Ty, co skrzywdziłeś człowieka prostego”, zmuszały wręcz do zatrzymania się i chwili refleksji. Mimowolnie wracały obrazy, wydawać by się mogło dawno zapomniane. Smutne wydarzenia lat 70-tych na Wybrzeżu, w Ursusie, milicyjne „ścieżki zdrowia w Radomiu”, a potem tworzący się ruch solidarnościowy – obejmujący robotników i inteligencję, bardzo mocno kształtowały spojrzenie – dorastającego wówczas chłopaka na ówczesną rzeczywistość. Jako licealista, interesujący się najnowszą historią Polski, obejrzałem wtedy film Andrzeja Wajdy „Człowiek z marmuru”. Losy Birkuta wywarły na mnie wielkie wrażenie.
Polak papieżem
Wiele tematów dotyczących najnowszych wydarzeń w kraju, poruszaliśmy także na bardzo ciekawych lekcjach języka polskiego, przy okazji omawianych lektur. Bardzo ceniłem swego polonistę prof. Józefa Boryszewskiego. Wykłady z nim, absolwentem KUL-u, były często zażartymi dyskusjami, które młodym ludziom, pełnym idealizmu, radykalizmu, ale i krytycyzmu, kazały się zastanawiać nad swoją przeszłością.
Również i lekcje katechezy, na które uczęszczała niemal cała klasa, odbywające się jeszcze wtedy w salkach katechetycznych, były bardzo ciekawe. Nasz prefekt ks. Jan Koc, nie tylko formował nas religijnie. Dyskutował z nami o trudnych wydarzeniach polskiej historii, których nie umieszczano w szkolnych podręcznikach. Bardzo mnie one interesowały. Stały się jedną z inspiracji głębszego zainteresowania się historią Polski okresu wojennego i powojennego.
Doskonale pamiętam dzień 16 października 1978 roku. Byłem wtedy maturzystą i mieszkałem w bursie szkolnej. W naszym pokoju często grało radio. W tamtym dniu po południu nagle przerwano audycję i prowadzący podał lakoniczny komunikat, że polski kardynał Karol Wojtyła został papieżem. Najpierw myślałem, że to jakaś pomyłka. Szybko zacząłem szukać „Wolnej Europy”. Wtedy usłyszałem nieustannie powtarzające się potem słowa kardynała Felici’ego: „Zwiastuję Wam radość wielką: mamy papieża. (…) Kardynała Karola Wojtyłę, który przybrał sobie imię Jan Paweł II”.
Dosłownie za chwilę bursa szkolna zapełniła się wiwatującym tłumem studentów. Entuzjazm i śpiewy były tak głośne i radosne, jak gdyby Polska została Mistrzem Świat w Piłce Nożnej. Nie przypuszczałem nigdy, iż wybór papieża Polaka będzie tak wielką niespodzianką dla świata, a jednocześnie tak wielką radością dla naszej Ojczyzny. Tym entuzjazmem, my maturzyści, dzieliliśmy się wzajemnie, przede wszystkim, na lekcjach katechezy. Ksiądz Jan opowiadał nam o kardynale z Krakowa, o trudnej historii jego dzieciństwa, o młodości przeżywanej w czasie wojennym, o jego młodzieńczych zainteresowaniach i decyzji wstąpienia do seminarium. Z tych opowiadań wyłaniał się obraz księdza, który ciągle dojrzewał do swojego kapłaństwa. Swoją wiarą i wiedzą służył pokornie ludziom jako ksiądz, profesor, biskup i kardynał.
Piękny gest
Już następnego dnia po swoim wyborze Jan Paweł II w czasie audiencji do Polaków, skierował do Prymasa Polskim ks. kard. Stefana Wyszyńskiego słowa „Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża Polaka, gdyby nie było Twojej wiary, niecofającej się przed więzieniem i cierpieniem. Twojej heroicznej nadziei, Twojego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry – i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które są związane z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem”.
Te słowa kardynała Wojtyły – Papieża Jana Pawła II, my młodzi, odbieraliśmy jako papieski hołd i wyraz podziękowania niezłomnemu Prymasowi zza żelaznej kurtyny, z kraju nad Wisłą. Jakże przejmujące i wzruszające, kilka dni potem, było homagium złożone nowemu papieżowi przez kardynałów. Ks. kard. Stefan Wyszyński ucałował papieża w pierścień, a Jan Paweł II na znak szacunku do niego i tego wszystkiego, co zrobił dla Ojczyzny, uniósł się z tronu, uściskał go i ucałował jego rękę.
Pomyślałem wtedy, jak wiele dla Jana Pawła II – Namiestnika Chrystusowego na ziemi, musiał znaczyć ks. kard. Prymas Wyszyński. Ile przecierpiał w swoim życiu jako chorowity kleryk, biskup lubelski, profesor KUL-u, a wreszcie Prymas Polski, ażeby Ojczyzna, nie tylko obroniła się przed zalewem komunizmu, ale i wydała dla świata i Kościoła – największego z Polaków. Byłem z tego bardzo dumny. Wtedy też podjąłem decyzję o dalszej swojej drodze życiowej. Nie myślałem już o studiach historycznych i muzycznych. Zdecydowałem się pójść do seminarium w Drohiczynie nad Bugiem, realizując tym samym swoje nieśmiałe wcześniejsze, sięgające nawet dzieciństwa zamiary.
Wtedy też zacząłem czytać wszystko, co związane było z kard. Stefanem Wyszyńskim. Nie zawsze były to książki z pierwszego obiegu. Czytając „Zapiski więzienne” księdza Prymasa jeszcze bardziej uświadomiłem sobie, w jak mrocznym systemie żyliśmy od czasów wojny. Jak funkcjonariusze z nim związani zniewalali Ojczyznę. Przeczytana literatura ukazała mi osobę ks. kard. Wyszyńskiego jako prawdziwego i niezłomnego Męża Stanu danego Narodowi polskiemu przez Bożą Opatrzność na trudne czasy komunistycznego zniewolenia.
Osobowość Wyszyńskiego Kim więc dla narodu był Prymas Polski ks. kard. Stefan Wyszyński? Jakie były główne cechy jego osobowości, pozwalające tak skutecznie walczyć o dobro człowieka i Ojczyzny. Nieugięty Prymas mówił: „Polska to za stary dąb, którego można by było wyrwać z korzeniami i zasadzić w to miejsce wątpliwej jakości drzewo”.
Stefan Wyszyński urodził się 3 sierpnia 1901 roku we wsi Zuzela na pograniczu Podlasia i Mazowsza w rodzinie Stanisława i Julianny Wyszyńskich. Jego ojciec był organistą w miejscowym kościele. Kiedy Stefan miał 10 lat umarła jego mama. Mówił wtedy: „Trudno pojąć, że Miłość Boża, pozbawia nas miłości macierzyńskiej, ale niech się stanie wola Twoja”. W domu rodzinnym wychowywał się w duchu religijnym i patriotycznym. W roku 1917 wstąpił do niższego seminarium we Włocławku. Nie miał dobrego zdrowia. Przed święceniami wykryto u niego postępującą chorobę płuc. Gdy jego rocznikowi koledzy przyjmowali święcenia kapłańskie on leżał samotnie w szpitalnej izolatce. Gdy pozwolono mu na przyjęcie święceń 23-letni Wyszyński był tak słabiutki, że po Litanii do Wszystkich Świętych, kościelny musiał podnosić go z posadzki ze słowami: „Z takim zdrowiem to raczej trzeba iść na cmentarz, a nie do święceń”.
Mówiło się, że święcą go dla jednej Mszy Świętej, bo dłużej już nie pożyje. Boża Opatrzność posługuje się często maluczkimi tego świata. Tak było i ze Stefanem Wyszyńskim. 3 sierpnia w rocznicę swoich urodzin w 1924 roku przyjmuje święcenia kapłańskie. Swoją pierwszą prymicyjną Mszę Świętą odprawia przed cudownym obrazem Matki Jasnogórskiej. Mimo słabego zdrowia, nie tylko zostaje księdzem, ale pracuje w Kościele na coraz bardziej odpowiedzialnych stanowiskach i dalej się jeszcze kształci. Zostaje wykładowcą wyższego seminarium we Włocławku. Wyjazdy studyjne do Austrii, Włoch, Belgii, Holandii czy też Niemiec pozwoliły mu w tym czasie doskonale poznać chrześcijańską naukę społeczną Kościoła.
Z powodu cyklu swoich artykułów, w których zdecydowanie przeciwstawiał się nazizmowi, po wybuchu II Wojny Światowej ukrywał się przed Niemcami. Wstąpił w szeregi Armii Krajowej i został kapelanem powstańczych oddziałów, przyjmując pseudonim Radwan III. Z chwilą wybuchu Powstania Warszawskiego ks. Stefan pracuje również jako kapelan zakładu dla niewidomych w podwarszawskich Laskach, współtworząc jednocześnie szpital dla powstańców. Tak wspomina tamte chwile: „Szpital zapełniał się bardzo szybko. Wkrótce stał się za mały. Musieliśmy rannych żołnierzy kłaść, gdzie tylko się dało…W miejscowej kaplicy spowiadało się tych, którzy czekali na operację, by potem przenieść ich na stół operacyjny. Prześcieradła i koce, na których leżeli były przesiąknięte krwią”.
Ksiądz Stefan prał bandaże i mundury rannych. W czasie pierwszej operacji, w której uczestniczył, stracił przytomność. Pisał: „Pamiętam jak byłem zmęczony, znużony tą ciągłą krwią, amputacjami, koszami wynoszonych rąk i nóg, tą męką żołnierzy, którzy byli bohaterscy na froncie, a jak dzieci na stole operacyjnym. Patrzyłem na to wszystko i przeżywałem strasznie”. Wyczerpany odprawiał jeszcze Mszę Świętą, dodawał otuchy i przygotowywał na śmierć.
Jednym z wydarzeń, które bardzo utkwiły w pamięci ks. Wyszyńskiego, było odnalezienie pewnej karty, którą wiatr przywiał od zniszczonej Warszawy. Zobaczył ją w lesie, spopieloną wśród wielu innych kart. Został tylko w niej niedopalony środek, a na nim słowa: „Będziesz miłował”. Powiedział wtedy: „Nic droższego nie mogła nam przysłać ginąca Stolica. To najświętszy apel walczącej Warszawy do nas i do całego świata. Apel i testament „Będziesz miłował…”. Do tego przesłania ks. kard. Stefan Wyszyński nawiązywał po latach: „Chodząc dziś po ulicach Stolicy, pamiętajmy, że jest to miasto, w którym zginęło ponad 300 tysięcy Warszawian. Najlepsza młodzież obmyła swoją krwią bruki tego miasta. Tak się miłuje. Nie ma miłości bez ofiary. Przez taką miłość zyskuje się prawo do Ojczyzny. Dlatego młodzież gotowa była na wszystko. Zdolna była walczyć o wolność i zarazem wybraniać się przed nienawiścią”.
Mąż stanu
W powojennych mrocznych czasach Opatrzność Boża wyznacza księdzu Wyszyńskiego kolejno ważne zadania w polskim Kościele. Zostaje biskupem lubelskim. Prymas Polski kardynał
August Hlond na kilka tygodni przed swoją śmiercią prosi papieża Piusa XII, by po jego odejściu Prymasem został biskup Wyszyński. Tak też się stało, miał wówczas 47 lat. Wielu członków Episkopatu Polski uważało, że jest za młody, że na trudne czasy komunizowanej Polski zabraknie mu doświadczenia. Na szczęście się mylili. Okazał się Prymasem Tysiąclecia. Kardynałem i mężem stanu, który Ojczyznę, mimo swojego aresztowania, obronił przed zalewem komunizmu. Nawet Stalin mówił Bierutowi, że „nie sztuką jest aresztować Wyszyńskiego, ale sztuką jest zrobić z niego komunistę”. Gdy przekonał się, że nie jest to możliwe, postanowił, że należy go aresztować.
Wierząca i chrześcijańska Polska na czele z Episkopatem upatrywały w nim opatrznościowego męża narodu. To on przygotował memoriał do władz – słynny dokument „Non possumus” („Nie możemy”), w którym pisał o prześladowaniu Kościoła w Polsce i łamaniu przez ówczesny rząd wcześniej ustalonych postanowień. Zostaje aresztowany przez polski komunistyczny rząd 25 września 1953 roku. Miejscem jego odosobnienia były najpierw Rywałd, następnie Stoczek Warmiński oraz Prudnik. To jeszcze bardziej konsolidowało wiernych, którzy coraz śmielej domagali się uwolnienia Prymasa. W zamian za polepszenie warunków jego więzienia władze proponowały, by zrzekł się funkcji kościelnych. Ks. Prymas tę propozycję odrzucił.
Przewieziono go do Komańczy. Tam w celu więziennej powstały słynne Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego – duchowe przygotowanie do milenijnych obchodów Chrztu Polski oraz Wielka Nowenna Tysiąclecia – plan duszpasterski, które w swoim założeniu miały odwrócić skutki komunistycznej laicyzacji i doprowadzić do religijnego ożywienia serc milionów Polaków. Poznański czerwiec 1956 roku – gwałtowne wystąpienia robotników, krwawe zajścia na ulicach miasta, spowodowały, że nowo wybrany I sekretarz KCPZPR Władysław Gomułka w celu uspokojenia nastrojów postanowił wykorzystać autorytet Prymasa Polski. Władze przyrzekły przywrócenia Kościołowi jego praw
i naprawienia krzywd. Prymas wraca do Warszawy, gdzie już następnego roku zapowiada peregrynację kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej po parafiach naszej Ojczyzny w poszczególnych diecezjach.
Po krótkiej odwilży w stosunkach Państwo-Kościół następuje radykalna zmiana. Wprowadzono nowe antykościelne przepisy podatkowe. Zaczęto ponownie powoływać kleryków do wojska. Ja również znalazłem się w bartoszyckiej jednostce, do której kierowani byli studenci seminariów. Byłem w tej samej kompanii i mieszkałem w tej samej sali, w której wcześniej był śp. błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko.
Kres komunizmu
W czasie swojej prymasowskiej posługi ks. kard. Stefan Wyszyński okazał się Duchowym Ojcem narodu. Na wzór Boga Ojca uczył, kochał, pouczał i przebaczał. Był duchowym przewodnikiem, który w czasach mroku i ucisku widział więcej i dalej; wskazując drogę, prowadził do wolności osobistej i wolności narodu. Był Prymasem, który z funkcji uczynił służbę, nie tylko dla dobra całego Kościoła, ale i również Ojczyzny. To jemu w dużej mierze zawdzięczamy to, że dziś żyjemy w wolnym kraju. Wołanie Jana Pawła II na Placu Zwycięstwa w 1979 roku „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze polskiej ziemi” nie wyzwoliłyby mocy potrzebnych do społecznego zrywu o wolność i godność, gdyby nie padły na odpowiedni grunt, który przez kilkadziesiąt lat przygotowywał właśnie Prymas kard. Stefan Wyszyński.
Wszystkie jego działania służyły umacnianiu wiary, odnawianiu chrześcijańskiej moralności, wzmocnieniu „człowieka wewnętrznego”, czyli umacnianiu wolności duchowej, która doprowadziła polskie społeczeństwo do odzyskania wolności zewnętrznej. Często mówił: „Losy komunizmu rozstrzygną się nie w Rosji, lecz w Polsce”. To Prymas miał istotny udział w doprowadzeniu do wybuchu „rewolucji ducha” w 1980 roku. W swoich „Świętokrzyskich kazaniach” pouczał, jak opierając się na nauczaniu Kościoła, zbudować w Polsce ład społeczny i ekonomiczny oraz jak odbudować moralność i zaufanie społeczne, z czego kilka lat później skorzystała Solidarność.
Od kwietnia 1981 roku coraz bardziej pogłębiała się choroba ks. Wyszyńskiego. W swoich notatkach napisał: „Rozpoczyna się moja via dolorosa – Droga Krzyżowa. Wydaje mi się, że jest to początek końca”. Nie pojechał już na Święto Królowej Polski na Jasną Górę. Cierpienie powoli go zabierało. Odbył jeszcze telefoniczną rozmowę z Janem Pawłem II.
Wspólnie się modlili zawierzając jej sprawy opiece Matki Bożej. Za kilka dni świat przeżywa zamach na Ojca Świętego. Obaj bardzo cierpiący, jeszcze raz rozmawiają ze sobą, zapewniając o wzajemnej modlitwie. Ks. Prymas prosi o błogosławieństwo papieskie na godzinę śmierci.
28 maja 1981 roku w Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego ks. Prymas kard. Stefan Wyszyński umiera. 31 maja na Placu Zwycięstwa wokół jego trumny zgromadziło się kilkadziesiąt tysięcy osób. Byliśmy tam i my – klerycy z seminarium w Drohiczynie nad Bugiem. Cała Warszawa i miliony wiernych przed odbiornikami telewizyjnymi żegnały Wielkiego Prymasa Tysiąclecia, ufnego czciciela Matki Bożej Królowej Polski i wielkiego orędownika polskich spraw. Kondukt pogrzebowy z Placu Zwycięstwa do katedry św. Jana był manifestacją wiary, a jednocześnie triumfem Wielkiego Polaka, którego świadectwo życia i nauczanie pozwoliły nie tylko przetrwać noc komunizmu, ale odkrywać godność człowieka i poszanowanie jego odwiecznych prawd.
Takiego Ojca, Pasterza i Prymasa, Bóg daje raz na tysiąc lat. Mam nadzieję, iż beatyfikacja ks. kard. Wyszyńskiego wpłynie na zmniejszenie głębokich podziałów w polskim społeczeństwie i ożywi jego wiarę.
Ks. dr Andrzej Chibowski
You must be logged in to post a comment.