Od zarania wzrastamy w poczuciu, że większe – ważniejsze od małego.
– Jestem duży – cieszy się dziecko postawione na stole.
– Jestem wyższy od ciebie – stwierdza z uczuciem dumy, mierząc się z rówieśnikiem.
Przykro wspinać się na palcach i nie móc dosięgnąć, ciężko drobnymi krokami nadążać za dorosłymi, z małej ręki wyślizgnie się szklanka. Niezręcznie, z mozołem pnie się na krzesło, do pojazdu, na schody, nie może ująć klamki, wyjrzeć przez okno, zdjąć lub zawiesić, bo wysoko. W tłumie zasłaniają, nie dostrzegą, potrącą. Niewygodnie, przykro być małym.
Szacunek i podziw budzi to, co duże, więcej zajmuje miejsca.
Mały – pospolity, nieciekawy. Mali ludzie, małe potrzeby, radości i smutki.
Imponują: wielkie miasto, wysokie góry, wyniosłe drzewo.
Mówimy: „Wielki czyn, wielki człowiek”.
Dziecko małe, lekkie, mniej go jest. Musimy się pochylić, zniżyć ku niemu.
*
Co gorsze, dziecko jest słabe. Możemy podnieść, podrzucić do góry, wbrew woli posadzić, możemy przemocą zatrzymać w biegu, udaremnić wysiłek.
Ilekroć nie posłucha, mam w rezerwie siłę. Mówię: „Nie odchodź, nie rusz, odsuń się, oddaj”. Ono wie, że musi; ile razy próbuje bezskutecznie, zanim zrozumie, podda się, zrezygnuje.
Kto i kiedy, w jak wyjątkowych warunkach, ośmieli się dorosłego pchnąć, szarpnąć, uderzyć? A jak codzienny i niewinny klaps wymierzony dziecku, mocne pociągnięcie za rękę, bolesny uścisk pieszczoty.
Poczucie niemocy wychowuje cześć dla siły; każdy, już nie tylko dorosły, ale starszy i silniejszy, może brutalnie wyrazić niezadowolenie, siłą poprzeć żądanie i wymóc posłuch: może skrzywdzić bezkarnie.
Uczymy własnym przykładem lekceważenia, co słabsze. Zła szkoła, ponura przepowiednia.
*
Zmieniło się oblicze świata. Już nie siła mięśni wykonywa pracę i broni przed wrogiem, nie siła mięśni wydziera ziemi, lasom, morzu – panowanie, dosyt i bezpieczeństwo. Ujarzmiony niewolnik – maszyna. Mięśnie straciły wyłączny przywilej i walor. Tym większy szacunek dla intelektu i wiedzy.
Podejrzany lamus, skromna cela myśliciela – rozrosły się w hale i gmachy badacza. Narastają piętra bibliotek, uginają się półki pod ciężarem ksiąg. Zaludniły się świątynie dumnego rozumu.
Człowiek wiedzy tworzy i rozkazuje. Hieroglify cyfr i kresek raz w raz ciskają tłumom nowe zdobycze, dają świadectwo ludzkiej potęgi. Trzeba to wszystko ogarnąć pamięcią i rozumieniem.
Wydłużają się lata mozolnej nauki, coraz więcej szkół, egzaminów, drukowanego słowa. A dziecko małe, słabe, które krótko żyło – nie czytało, nie umie…
*
Groźne zagadnienie, jak dzielić zdobyte obszary, jakie komu zadanie i zapłata, jak się zagospodarować na opanowanym globie. Ile i jak rozrzucić warsztaty, by nakarmić głodne pracy ręce i mózgi, jak utrzymać mrowie ludzkie w posłuchu i ładzie, jak się zabezpieczyć przed złą wolą i szaleństwem jednostki, jak godziny życia wypełnić działaniem, spoczynkiem i rozrywką, bronić przed apatią, przesytem i nudą. Jak wiązać ludzi w karne skupienia, ułatwiać porozumienie, kiedy rozpraszać i dzielić. Tu popędzać i zachęcać, tam hamować, tu rozpalać, tam gasić.
Politycy i prawodawcy ostrożnie próbują, a raz w raz się mylą. I o dziecku radzą i postanawiają, ale któż pytać się będzie naiwnie o sąd i zgodę, cóż ono mieć może do powiedzenia?
*
Obok rozumu i wiedzy w walce o byt i wpływy pomaga spryt. Zabiegliwy wywęszy trop i nad wartość otrzyma zapłatę, wbrew rzetelnym obliczeniom, nagle i łatwo zdobywa, olśniewa i zazdrość budzi. Przebiegle trzeba znać człowieka – już nie ołtarze, ale chlewik życia.
A dziecko drepce nieradnie z książką szkolną, piłką i lalką, przeczuwa, że bez jego udziału, ponad nim, dzieje się ważne i silne, co decyduje o doli i niedoli, karze i nagradza, i łamie.
Kwiat jest zapowiedzią przyszłego owocu, pisklę będzie kurą, która znosi jaja, cielę będzie dawało mleko. Tymczasem staranie, wydatek i troska: czy się uchowa, czy nie zawiedzie?
Młode budzi niepokój, długo czekać trzeba, może będzie podporą starości i z nawiązką pokryje. Ale zna życie posuchy, przymrozki i grady, co warzą i niszczą plony.
Szukamy zapowiedzi, pragniemy przewidzieć, zapewnić, niespokojne oczekiwanie, co będzie, zwiększa lekceważenie tego, co jest.
Mała rynkowa wartość młodego. Tylko wobec Prawa i Boga kwiat jabłoni tyle wart, co jabłko, zielona ruń, ile łan dojrzały.
*
Lekceważymy dziecko, bo nie wie, nie domyśla się, nie przeczuwa.
Nie zna trudności i powikłań dorosłego życia, nie wie, skąd płyną okresy naszych podnieceń, zniechęceń i znużeń, co płoszy spokój i kwasi humory: nie zna dojrzałych porażek i bankructw. Łatwo uśpić, zwieść naiwne i ukryć.
Sądzi, że życie proste i łatwe. Jest tatuś, jest mama, ojciec zarabia, mama kupuje. Nie zna zdrad obowiązkom ani sposobów walki człowieka o swoje i więcej.
Samo wolne od trosk materialnych, od mocnych pokus i wstrząśnień – znów nie wie i sądzić nie może. My zgadujemy je w lot, jednym niedbałym spojrzeniem na wskroś przenikamy, bez śledztw wykrywamy nieudolne podstępy.
A może łudzimy się, sądząc, że dziecko to tylko i tyle, ile my chcemy? Może kryje się przed nami, może cierpi skrycie?
Janusz Korczak
Z książki „Prawo dziecka do szacunku”.
You must be logged in to post a comment.