Panie Profesorze, czujemy się zaszczyceni, że na łamach gazety „Polska po godzinach” możemy porozmawiać z człowiekiem niezwykłym. Mówi się o Panu jako o jednym z najznakomitszych ambasadorów polskiej medycyny na świecie, twórcy polskiej szkoły otochirurgii i leczenia częściowej głuchoty. Jest Pan również założycielem i dyrektorem Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu, w którym przeprowadził Pan i w dalszym ciągu wykonuje, wraz z gronem wybitnych specjalistów, wiele pionierskich operacji. To Pan, od podstaw, tworzył w Polsce model opieki nad osobami niesłyszącymi i niedosłyszącymi, a kiedy jeszcze dodamy do tego Pana kreatywność w wielu innych obszarach działalności, to jawi nam się Pan jako „osobowość nieprzeciętna”.
Zanim o tym wszystkim porozmawiamy, chcielibyśmy zapytać najpierw o środowisko rodzinne, w którym się Pan wychował. Obliguje nas do tego Światowy Rok Rodziny – akcentujący jej tożsamość i funkcje, które powinna pełnić, a które w świetle współczesnych ideologii są dzisiaj tak bardzo podważane. Czy więc Pańska profesja jest kontynuacją tradycji rodzinnych?
Jestem dumny ze swoich korzeni i zawsze podkreślam, że fakt pochodzenia z małej miejscowości (tak jak ja) nie przekreśla szans człowieka na światowy sukces. Rodzice całą naszą szóstkę rodzeństwa wychowali w wierze katolickiej, wpajając nam ważne zasady moralne dotyczące postepowania, nauki, pracy i życia. Do dziś staram się ich przestrzegać. Szczególnie ważny jest dla mnie etos pracy, codzienne i systematyczne dbanie o moje otoczenie, losy pacjentów oraz rozwój naukowy i zawodowy współpracowników. Cenię sobie wyróżnienia, jakie otrzymałem z rąk najważniejszych osób w Kościele: nadany przez Papieża Franciszka Medal Papieski „Pro Ecclesia et Pontifice”, „Medal Prymasowski” przyznany przez JE Ks. Abp Wojciecha Polaka Prymasa Polski oraz Medal „Za zasługi dla Archidiecezji Warszawskiej” przyznany przez JE Kardynała Kazimierza Nycza.
Do medycyny rzeczywiście trafiłem dzięki otwartej na wyzwania rodzinie. Mniej więcej w połowie liceum za przykładem starszej siostry postanowiłem, że pójdę na medycynę, chociaż od pierwszych klas szkoły podstawowej pasjonowała mnie historia, zwłaszcza tragiczne w konsekwencji losy I Rzeczpospolitej. Gdy znalazłem się na wydziale lekarskim warszawskiej Akademii Medycznej wiedziałem, że wybiorę specjalizację związaną z czynnościami manualnymi. Miałem już pewne doświadczenie – przez lata lubiłem majsterkować, rysować, rozwijałem wyobraźnię. Wybrałem mikrochirurgię i codziennie przez pół godziny ćwiczyłem nawlekanie nitki przez najmniejsze ucho igielne, jakie udało mi się znaleźć.
Mikrochirurg musi umieć zawiesić dłoń w odpowiednim momencie, na przykład zatrzymać się nad małym elementem w uchu, kontrolować najmniejszy ruch i jego siłę. Wyraźnie odczułem to podczas mojej pierwszej pionierskiej operacji wszczepienia implantu osobie niesłyszącej w 1992 r. Taka koncentracja towarzyszyła mi zawsze, również obecnie, szczególnie, gdy wykonuję operacje pokazowe na oczach setek lub tysięcy osób. W Kajetanach i na 4 kontynentach wykonałem ich ponad 1300, a wszystkich procedur chirurgicznych mam za sobą już ponad 210 tysięcy, więc chyba się sprawdziłem (śmiech).
Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu, którym Pan Profesor kieruje, z racji na swój naukowy, kliniczny, dydaktyczny i organizacyjny dorobek, godnie reprezentuje polską naukę i medycynę w świecie. Panie Profesorze, jakie były jego początki?
W tym roku obchodzimy ćwierćwiecze powołania tej placówki, chociaż mój pierwszy zespół, który zorganizowałem pod nazwą Centrum Implantów Ślimakowych, zaczął działać już w 1993 r. Doskonale pamiętam dzień 9 stycznia 1996 r., kiedy na moim biurku znalazł się akt powołania Instytutu, podpisany przez ówczesnego Ministra Zdrowia prof. Jacka Żochowskiego, Ministra Finansów prof. Grzegorza Kołodkę oraz prof. Aleksandra Łuczaka, Przewodniczącego Komitetu Badań Naukowych. Byliśmy wówczas kilkunastoosobową grupą przyjaciół połączonych entuzjazmem i marzeniami o stworzeniu ośrodka leczenia zaburzeń słuchu na najwyższym poziomie. Ten dokument był ważny, bo dawał nam zielone światło do działania, do pracy, do rozwoju. I chociaż nie dawał nic ponadto – żadnego zaplecza lokalowego, wyposażenia w aparaturę, wsparcia finansowego, organizacyjnego poza kilkunastoma etatami – to przez kolejnych 25 lat udało nam się zrobić naprawdę dużo!
Tworzyliśmy Instytut od podstaw, według własnego pomysłu, zgodnie z przygotowanym przez mnie programem, założeniami i potrzebami zmieniającego się świata. Dziś, kiedy słyszę, że powołanie Instytutu było pomysłem genialnym, często odpowiadam słowami Thomasa Edisona „Geniusz to jeden procent natchnienia i 99 procent wypocenia”.
Wracając do etosu pracy i atmosfery rodzinnej panującej wśród członków pierwszego zespołu, to warto przypomnieć, że wypracowaliśmy podczas naszej codziennej pracy prawie 80 proc. środków, które pozwoliły w roku 2003 wybudować i oddać do użytku pierwszą część Światowego Centrum Słuchu. Wykonywanie około 30 procedur chirurgicznych dziennie stało się dla mnie zasadą, a nie wysiłkiem. Byłem w tym młodym zespole pierwszym i – przez długi czas w otoczeniu grupy rezydentów – jedynym operatorem. Kiedy koledzy zdobyli doświadczenie, codziennością stało się wykonywanie dziennie około 90 – 100 procedur, głównie otochirurgicznych, a następnie rynochirurgicznych, fonochirurgicznych, otolaryngologicznych u dzieci. Tworząc instytutową rodzinę podchodziliśmy do wszystkiego, co nas otaczało, jak do swojej świętej własności, z wielkim szacunkiem i zaangażowaniem. I chociaż w historii Instytutu żaden pacjent nigdy do niczego nie dopłacał, to nawet dziś od wielu przyjezdnych można usłyszeć słowa: „o, tak wyglądają przedsięwzięcia prywatne” – mimo, że stanowimy jednostkę resortową Ministra Zdrowia! (śmiech)
Co sprawiło, że udało się Panu Profesorowi i gronu specjalistów stworzyć, w tak krótkim czasie, prężnie rozwijający się, znany już na całym świecie instytut?
Entuzjazm do przedsiębiorczości w polskim społeczeństwie, otwarcie na świat i młodzi wspaniali ludzie. Dane mi było spotkać na swojej drodze wiele znakomitych osób – przyjaciół „po wsze czasy”. Ich nazwiska są na wielkiej tablicy witającej wszystkich odwiedzjących Centrum. To światowej sławy naukowcy, mądrzy politycy, kompetentni urzędnicy, życzliwi dziennikarze – dawni i ci wciąż działający. Ci ostatni też mają swoją tablicę z podziękowaniami za to, że wspierali i wspierają rozwój komunikacji międzyludzkiej współczesnego społeczeństwa, bo temu służy nasza codzienna praca naukowa i kliniczna.
W Centrum pracuje wyjątkowo zdolny młody, zafascynowany nowoczesną medycyną zespół: naukowców, lekarzy, inżynierów klinicznych, psychologów, logopedów, pedagogów, pielęgniarek i techników. Mój sukces to także efekt udzielonego mi przez nich wszystkich wsparcia – wiary we mnie i moje pomysły. To wsparcie zawsze dodawało mi sił, pomagało przełamywać trudności, wreszcie mobilizowało do wytężonej równoczesnej pracy na kilku obszarach – klinicznym, naukowym, dydaktycznym i organizacyjnym.
Najbardziej cenię ludzi myślących i pracowitych, kompetentnych, oddanych swojej pracy zarówno naukowej, jak i klinicznej. To naprawdę przyjemność spotkać na swojej drodze prawdziwych pasjonatów i współpracować z nimi. Dla mnie praca, zwłaszcza zespołowa, od zawsze była pasją. To jest podstawą naszych licznych sukcesów. Nie znoszę lenistwa, bylejakości, marnowania czasu, sprzętu i możliwości. To dlatego gabinety diagnostyczne w naszym Centrum są czynne dużo dłużej niż gdzie indziej, a codziennie przed pandemią odwiedzało nas blisko 800-1000 osób. Obecnie, by zachować reżim sanitarny, odwiedzających jest mniej, ale w ubiegłym roku, mimo bardzo wielu trudności i absencji, zrealizowaliśmy swoje zobowiązania w stosunku do NFZ w 100 proc. To ciągle za mało, by zmniejszyć ponad 20-to tysięczną kolejkę. W tym roku, w pierwszym kwartale, zrealizowaliśmy więcej specjalistycznych i najbardziej pilnych procedur niż ktokolwiek inny na świecie.
Nie jesteśmy tzw. „szpitalem covidowym” i uważam, że trzeba robić wszystko, by pacjenci mieli do nas dostęp. Zgłaszają się do nas pacjenci z problemami ze słuchem, oddychaniem czy równowagą, zarażeni SARS-CoV-2 lub nie. Wszyscy potrzebują pilnej pomocy, a my robimy wszystko, by jak najwięcej z nich ją od nas otrzymało. Przy okazji dodam, że nasi pacjenci bardzo często mają dostęp do najnowszych technologii jako pierwsi lub jedni z pierwszych w świecie. To cieszy. A boli, gdy do niezbędnych obostrzeń podchodzą z lekceważeniem. O tych ostatnich musimy wciąż przypominać, bo nie jesteśmy kryształowym społeczeństwem i w swojej pracy obserwujemy wiele krnąbrności. Staram się spokojnie tłumaczyć pacjentom, że nie przychodzą do kawiarni, lecz do szpitala – a z tym wiąże się pewien stres.
Kiedy czyta się Pańskie wypowiedzi na temat historii instytutu, to fenomenem wydaje się przede wszystkim to, że stworzyliście Państwo od podstaw – światowe już dzisiaj – Centrum Słuchu według własnego pomysłu, na podstawie programu założeń, potrzeb i wyzwań, jakie w tej dziedzinie niosła ówczesna medycyna. W tamtym przełomowym czasie wielu uważało, że to tylko niepoprawne marzenia. Panu Profesorowi się udało. Jakie fakty i wydarzenia sprawiły, że marzenia Pana Profesora przekształciły się w rzeczywistość, z której polska medycyna znana jest już na całym świecie?
Najważniejsza jest konsekwencja, codzienna, systematyczna praca i upór w dążeniu do celu. Nie wolno też bać się ryzyka. Bywa, że najlepsze pomysły upadają dlatego, gdyż ich realizacja jest powiązana z podjęciem pewnego ryzyka. Ono wymaga odwagi i maksymalnego zaangażowania. Ryzyko jest nieuniknionym elementem postępu. Są dwa wyjścia – można obawiać się ryzyka i nic nie robić, albo też po prostu je podjąć wierząc, że wyjdzie z tego coś dobrego.
Zawsze byłem optymistycznym realistą. Sprawdziłem to wiele razy na przysłowiowej „własnej skórze”. Kiedy prawie 30 lat temu narodził mi się pomysł ośrodka, w którym chorzy z różnymi wadami słuchu mieliby zapewnioną opiekę wszystkich niezbędnych specjalistów, udało mi się jakimś cudem dotrzeć do Jacka Kuronia, który był wówczas ministrem pracy. Nastąpiła krótka rozmowa: „Jak się Panu nie uda, to wszyscy będziemy zdegustowani” stwierdził Kuroń i zapytał: „czego pan potrzebuje?” Dla mnie to był szok. Powiedziałem, że potrzebne jest nam miejsce, w którym pod jednym dachem niesłyszący pacjent mógłby zostać zdiagnozowany, leczony i rehabilitowany. W odpowiedzi usłyszałem: „Dobrze, ma Pan dwa tygodnie na znalezienie takiego miejsca – zaadoptujemy je. Jest trochę wolnych lokali na mieście”. Udało się i powstał projekt Centrum Implantów Ślimakowych „Cochlear Center”, drugiego tego typu ośrodka w Europie. W jego otwarciu w 1993 roku uczestniczyła Pani Premier Hanna Suchocka i żona Prezydenta Francji Danielle Mitterrand.
Potem nadszedł czas na utworzenie Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu. Trzy lata działalności „Cochlear Center” pokazały, jak duży dorobek naukowy, kliniczny, dydaktyczny i organizacyjny mamy za sobą. Nie było łatwo wszystkich przekonać, ale udało się. Powstanie w Kajetanach nowego zaplecza – tej unikalnej w skali światowej placówki – to wydarzenie niezwykle ważne w polskiej medycynie i w polskiej nauce. Coś takiego nie powstaje z dnia na dzień i nie rodzi się każdego roku. Za tym kryła się praca wielu ludzi oraz określone projekty naukowe, kliniczne, wypracowany własny wkład finansowy. W sumie doszło do realizacji w dwóch etapach inwestycji kosztującej ponad 200 milionów złotych. Łącznie, w ciągu 25 lat istnienia Instytutu, ponad jedną trzecią wszystkich środków inwestycyjnych stanowiły środki wypracowane przez nasz zespół. Powstały kliniki i kilka nowych zakładów naukowych, w tym wiele pierwszych w skali międzynarodowej.
Od blisko 20 lat przeprowadzamy najwięcej w świecie operacji poprawiających słuch. Mówię o tym nie po to, aby się chwalić. Chcę uzmysłowić Czytelnikom, że taki sukces może być udziałem lidera i jego zespołu, że to jest możliwe w naszym kraju. Sukcesem trzeba się dzielić, bo wtedy go pomnażamy. Brzmi to może przewrotnie, ale powstanie Centrum to nie tylko nasza zasługa. Wpływ na to miała również ówczesna atmosfera panująca w kraju i sprzyjające warunki zewnętrzne. To jest zasługa również tych, którzy przyznali nam środki na to zadanie – jednocześnie tworząc kilkaset nowych, atrakcyjnych miejsc pracy właśnie w obszarze zdrowia. To była dla nas mobilizacja. Dziś wiemy, że dobrze wykorzystaliśmy dane nam szanse.
Jednak sytuacja wokół się zmieniła. By wyjść naprzeciw nowym, aktualnym wyzwaniom społecznym, wspomnianej już ogromnej kolejce oczekujących, musimy wejść w kolejny etap rozbudowy. Po części wynika to z tego, co pokazała lub ujawniła obecna pandemia. By sprostać wszystkim obostrzeniom, uruchomić na wielką skalę systemy informatyczne, musimy ponownie powiększyć zaplecze. Powiększenie specjalistycznej bazy, unowocześnienie pierwszej w świecie Krajowej Sieci Telemedycznej, zrealizowanie kolejnych wyzwań jest niezbędne, a obecna pozycja lidera na światowym rynku zobowiązuje.
Krok po kroku zaczął Pan realizować swoje marzenia, myśląc o supernowoczesnym, doskonale wyposażonym Centrum Słuchu, pozwalającym na diagnozowanie, stosowanie najnowszych terapii oraz rehabilitację pacjentów na najwyższym światowym poziomie. Jakie były początki tego wielkiego dzieła?
Światowe Centrum Słuchu Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu powstało w dwóch etapach. Pierwsza część została oddana w 2003, a druga w 2012 roku. W międzyczasie Centrum zmieniło swoją nazwę, adekwatnie do zajmowanej w świecie pozycji. Jest to obecnie wizytówka polskiej nauki i medycyny, a nasze osiągnięcia od początku były dostrzegane i nagradzane przez przedstawicieli najwyższych władz w Polsce i instytucje międzynarodowe. To, co udało się nam zrobić i osiągnąć, może być materiałem na bardzo obszerną książkę. Na razie mamy trzytomową kronikę wydarzeń i kroków milowych w historii Centrum.
W ogromnym skrócie mogę powiedzieć: nie zmarnowaliśmy tej szansy. Już w pierwszym roku funkcjonowania Centrum miały miejsce wyjątkowe wydarzenia: przeprowadziłem pierwsze w świecie operacje wszczepienia implantów ślimakowych u dorosłych i dzieci z częściową głuchotą, oraz pierwsze w Polsce operacje wszczepienia implantów do ucha środkowego. Zostały opracowane nowe, oryginalne programy telemedyczne, takie jak: „Domowa Klinika Rehabilitacji”, „Telefitting” – czyli zdalna kontrola i ustawienie pracy implantu słuchowego. Rozpoczęliśmy cykl Międzynarodowych Konferencji dla Osób z Szumami Usznymi i Nadwrażliwością Słuchową.
Każdy następny rok przynosił nowe wyzwania, wielkie międzynarodowe wydarzenia naukowe, ciekawe projekty badawcze. Postanowiłem to wykorzystać, bo zawsze należy mierzyć wyżej. Światowe Centrum Słuchu od początku widziałem w wielu wymiarach. Chciałem, aby powstanie tej placówki gwarantowało – poprzez aktywność naukową – budowanie nowego wizerunku, pozycji nauki i medycyny polskiej w świecie, a także pokazało nowe kierunki działania klinicznego i dydaktycznego. Jako jedynemu ośrodkowi naukowemu w świecie w naszych specjalnościach, powierzano nam organizację wielu dużych projektów. Byłem prezydentem 2 kongresów europejskich i 3 kongresów światowych, organizatorem i głównym wykonawcą unikalnych, międzynarodowych warsztatów szkoleniowych. Od 2007 r., podczas 57-miu ich edycji, połączonych z ponad 1300-oma operacjami pokazowymi, wzięło w nich udział ponad 4500 profesorów, ordynatorów i specjalistów ze wszystkich kontynentów. Łącznie zrealizowaliśmy ponad 200 różnych wydarzeń – konferencji, sympozjów, szkoleń. W Centrum miały miejsce liczne światowe premiery wdrażania nowych rozwiązań technologicznych. To dzięki temu Polacy mają do nich obecnie taki dostęp!
To nie wszystko. Wspólnie z kolegami z Wiednia, Innsbrucka, Würzburga i Antwerpii zainicjowaliśmy utworzenie światowej sieci ośrodków doskonałości HEARRING. Z naszej inicjatywy podczas Polskiej Prezydencji w UE zostały w Warszawie podpisane Europejskie Konsensusy Naukowe dot. wczesnego wykrywania zaburzeń słuchu, wzroku i mowy. Ta propozycja została zaaprobowana przez Radę Europy w postaci Konkluzji Rady UE nt. „Wczesnego wykrywania i leczenia zaburzeń komunikacyjnych u dzieci, z uwzględnieniem zastosowania narzędzi e-zdrowia i innowacyjnych rozwiązań”.
Wraz z osiągnięciami zespołowymi rozwija się też kariera każdego członka zespołu. Jeśli chodzi o mnie, prace naukowe mojego autorstwa są najczęściej wyszukiwanymi i czytanymi w skali całego świata. Moje nazwisko otwiera listę najważniejszych publikacji w literaturze światowej dotyczących słuchu. Na przykład jestem na pierwszym miejscu tej listy pod hasłem „partial deafness” (leczenie częściowej głuchoty), na drugim pod hasłaem „round window” (okienko okrągłe – dojście operacyjne w metodzie Skarżyńskiego). Cenione są również moje publikacje na temat wczesnego wykrywania wad słuchu. Badania przesiewowe w tym kierunku rozpocząłem w Polsce w latach 90-tych: najpierw u noworodków i niemowląt (w 1993 r.), potem u dzieci szkolnych (1999 r.). Po Polskiej Prezydencji w UE badania przesiewowe zostały wprowadzone na 4 kontynentach – w Europie, Azji, Afryce i Ameryce Południowej. Badania te zaowocowały publikacjami naukowymi, które znajdziemy na miejscu piątym wyszukując hasło „hearing screening” (z ponad 86 500 doniesień naukowych). Na 9 miejscu można zaś mnie znaleźć po wyszukaniu hasła „hearing” (słuch – w kontekście diagnostyki i terapii) w grupie 158427 artykułów.
Dziękujemy za rozmowę.
ks. dr Andrzej Chibowski
Dokończenie wywiadu w następnym numerze.
You must be logged in to post a comment.