Z Jaśminą Wójcik – artystką sztuk wizualnych – na temat planu wydawania gazety dzieci, inspirowanej „Małym Przeglądem” Janusza Korczaka – rozmawia Bartosz Wieczorek.
Zacznę od początku. Czy pomysł na stworzenie gazety dzieci zrodził się nagle, czy raczej powoli w Pani dojrzewał i ewoluował? Poprzedni Pani duży projekt artystyczny i społeczny dotyczył dawnej fabryki traktorów w Ursusie.
Rozwijając projekt związany z Ursusem, cały czas równolegle pracowałam z dziećmi. Było to dla mnie niezwykle inspirujące. Pracuję i pracowałam w przedszkolu, prowadząc regularne zajęcia artystyczne. Przede wszystkim jednak zderzyłam się jakiś czas temu dość boleśnie z systemem państwowej edukacji, w który zwątpiłam i zaczęłam szukać alternatywnych dróg. I wtedy otworzyło się morze możliwości.
Oczywiście czytałam wiele lektur, inspirowałam się wieloma postaciami ze świata edukacji alternatywnej i naturalną koleją rzeczy sięgnęłam po twórczość Janusza Korczaka. Jego działalność, to, co pisał i w jaki sposób działał z dziećmi, uważam za niezwykle inspirujące i bardzo potrzebne w dzisiejszym świecie. Bardzo podoba mi się korczakowski sąd koleżeński czy właśnie gazeta „Mały Przegląd”, gdzie głos oddaje się właśnie dzieciom. I to jest coś wspaniałego, gdyż pozwala nam, dorosłym, nauczyć się naprawdę bardzo wiele. Dziecięca gazeta umożliwia nam przede wszystkim pozbycie się klisz myślowych, jakie stworzył w nas system edukacji i które są z nami przez całe nasze życie.
Gazeta dzieci od dawna była moim marzeniem. Zastanawiałam się od dłuższego czasu, jak zacząć? Co zrobić, żeby zacząć tworzyć taką gazetę? Pomyślałam, że naturalną koleją rzeczy będzie tworzenie tego projektu od podstaw, drobnymi kroczkami.
A wszystko dzięki stypendium artystycznemu m.st Warszawy, które Pani otrzymała.
Tak, jestem za to bardzo wdzięczna. Kiedy upubliczniałam tę wiadomość, zaskoczył mnie ogromny, pozytywny odzew ze strony społeczeństwa. Dostałam wiele głosów wsparcia. Przychylność dla projektu okazało między innymi Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Zaangażowanie Muzeum w taki wieloletni projekt jest szansą na stworzenie realnych podwalin pod funkcjonowanie gazety. Muzeum Sztuki Nowoczesnej będzie też pełnić rolę fizycznej redakcji, bo zależy mi na tym, żeby gazeta powstawała w konkretnym miejscu i była tworzona w sposób materialny, nie internetowy, czy online. Pragnę, żeby teksty były pisane przez dzieci, żeby do redakcji były wysyłane prawdziwe listy. Pragnę, by powstało miejsce, do którego można przyjść.
Czy tak, jak w „Małym Przeglądzie” Janusza Korczaka, gdzie młodzi dziennikarze i redaktorzy mieli swoje szuflady i biurka?
Nie wiem, jak będzie na początku, ale od czegoś trzeba zacząć. Muzeum się buduje i rozrasta. Mam taki zwyczaj w swoich działaniach, że zaczynam od małych kroków, bez wyolbrzymionych oczekiwań na początku. Na razie mamy do dyspozycji salę edukacyjną w nadwiślańskim oddziale muzeum.
„Mały Przegląd” był gazetą redagowaną przez dzieci i wychodził co piątek w latach 1926-1939, jako bezpłatny dodatek do dziennika „Nasz Przegląd”. W tekście zapowiadającym jego powstanie Janusz Korczak nie miał sztywnej wizji pisma. Wielu rzeczy nie wiedział i nie chciał zamykać żadnych możliwości. Czy to dla Pani jakiś punkt odniesienia? Jak chce Pani dotrzeć do współczesnych dzieci?
Przede wszystkim przez indywidualne spotkania, poprzez wyjście do dzieci i szczerą rozmowę z nimi, przez wspólne poznanie się. Wierzę też, że dzieci docenią wartość odręcznego pisma. Pytam nieraz dzieci, czy wysłały kiedyś list ze znaczkiem, nie email. Prawie żadne nie wysłało. Większość dzieci musiała tylko w szkole napisać jakiś list, np. po angielsku.
„Mały Przegląd” miał przed sobą inne wyzwania, służył przede wszystkim budowaniu relacji polsko-żydowskich. Współcześnie zaś wyzwaniem jest w ogóle słuchanie dzieci przez dorosłych w świecie, który jest bardzo drapieżny. I to nawet dla nas, dorosłych. I często zapominamy w ogóle o słuchaniu dzieci. My mamy w swoich głowach zaprogramowany system edukacji dla nich – kursy i zajęcia dodatkowe. Widzimy taką świetlaną przyszłość przed nimi. Natomiast tak naprawdę nie zastanawiamy się nad tym, czego one potrzebują. Być może nie potrzebują one kolejnego kursu, tylko godzinnego spaceru z rodzicem. Chciałabym, żeby ta gazeta dała właśnie dzieciom możliwość wyrażenia swoich potrzeb, swoich niepokojów, sposobność podzielenia się tym po prostu z innymi dziećmi. Wydaje mi się, że to jest cenne właśnie dla innych dzieci, kiedy przeczytają o jakimś problemie i poczują, że nie są same.
Sama mam córki i wiem, jak ważne jest dowiadywanie się o podobnych doświadczeniach innych dzieci. Pracuję także z dziećmi podczas licznych warsztatów. Jestem nauczycielką akademicką i pracuję z osobami już ukształtowanymi przez edukację, przez cały ten system i często właśnie zaczynam od „odszkalniania” ich. Muszę ten proces odwracać, mówiąc im o tym, że ważni są oni, ich potrzeby, że mogą (i nawet powinni!) się mylić, szukać, uczyć się na własnych błędach, że ja także jako nauczycielka nie jestem nieomylna. Zachęcam i zapraszam ich do dyskusji horyzontalnej.
Jaką ma Pani wizję pisma? Jakie tematy będą w nim poruszane? Czy dzieci będą miały pełną dowolność w doborze tematów? Jak zagwarantować, aby w gazecie mógł pojawić się każdy punkt widzenia?
Na pewno nie chcę stosować żadnej cenzury. Nie boję się tego, że w pracach będą błędy ortograficzne. Czasami dzieci mnie pytają: co się stanie, jak nie znam ortografii? Mnie to w ogóle nie interesuje – to nie jest lekcja języka polskiego, można pisać z błędami. I tak będę te listy publikować. Wydaje mi się – ale na razie to jest abstrakcja – że jeśli dziecko poruszy jakiś problem, który będzie wymagał komentarza, to będę starała się go stworzyć. Niekoniecznie ja osobiście. Na pewno nie będę jakoś dobierała tekstów, żeby mi się ładnie komponowały. Absolutnie nie. Przede wszystkim po to też będzie redakcja, składająca się głównie z dzieci. Ja będę osobą dorosłą, która pomaga, a nie mówi, co jest dobre, a co złe.
Ewentualnie, jeśli jakieś wątki będzie można rozwinąć czy coś podpowiedzieć, to wtedy będę starała się znaleźć dla dzieci odpowiednie książki, filmy. Będziemy o nich rozmawiać z dziećmi. Tak to sobie wyobrażam. Ja bym wolała, żeby dzieci nawzajem komentowały swoje wypowiedzi czy odpowiadały sobie na pytania. Na pewno nie boję się tematów niełatwych, o cięższych emocjach czy cięższych sytuacjach, bo wiem, że z dziećmi da się rozmawiać o wszystkim. Uważam, że jeśli one zaczynają o czymś mówić, to dany problem jest dla nich ważny. I teraz nie mogę, jako dorosły, przyjść i powiedzieć, że jakiś temat nie będzie w gazecie poruszony, bo jest on nieodpowiedni.
Dopuszcza Pani możliwość opowiadania czy komentowania rzeczywistości przez dzieci rysunkami czy komiksami? Czy ma Pani wizję takich rysunków-komentarzy? Czy one będą stanowiły jakiś element szaty graficznej?
Ciężko mi teraz powiedzieć. One na pewno jakoś zaistnieją i to już redakcja będzie się nad tym głowiła. To wszystko będzie też tematem rozmowy – to, że gazetę się czyta, że jest wizualnym komunikatem. Ja jestem graficzką z wykształcenia, a w związku z tym czytelność czy dobry projekt są dla mnie ważne. I to jest kolejne wyzwanie do pracy z dziećmi. Dopuszczam też nagrywanie dzieci, które albo nie chcą pisać, albo nie potrafią, bo są za małe. I albo to będzie audycja, w której będą się pojawiały wypowiedzi dzieci, albo będę spisywała te teksty do gazety.
Czy projekt skierowany jest tylko do środowisk warszawskich? Czy dzieciom z małych miejscowości i wsi będzie równie łatwo zacząć pisać do gazety?
Nie, nie tylko warszawski. Na razie po prostu muszę od czegoś muszę zacząć. Ponieważ mieszkam w Warszawie i dostałam stypendium artystyczne miasta Warszawy, to zaczynam w różnych dzielnicach w Warszawie. Mam jednak nadzieję, że – chociażby dzięki redakcji, która będzie mieściła w Muzeum Sztuki Nowoczesnej – projekt będzie rozszerzony na całą Polskę. Już nawet zgłaszają się do mnie korespondenci zagraniczni!
Nie mam też żadnej obawy, że zaczynamy od Warszawy. Nie uważam, aby dzieci warszawskie były w czymkolwiek lepsze od dzieci spoza stolicy. Uważam też, że nie mówią jakimś innym językiem. Sama mieszkałam przez wiele lat na prowincji. Skończyłam taką małomiasteczkową podstawówkę i widzę podobne deficyty u dzieci z Warszawy i z peryferii. Poznałam wiele fascynujących i odważnych dzieci na prowincji i mam nadzieję, że właśnie te dzieci będą chciały i będą miały taką potrzebę, żeby dzielić się swoimi obserwacjami. Jestem totalnie otwarta. Może za rok powiem Panu, że niestety, ale nie udało się. Że pojawiła się warszawsko-centralna gazetka i dalej nic z tego nie wyszło. Ale na razie jestem u początku drogi i pełna nadziei. Nie mam innej możliwości, nie posiadam zasobów, żeby wydawać ogólnopolską gazetę. Ale chyba też bym nie chciała. Moje doświadczenie z okresu pracy w Ursusie daje mi taki spokój, że właśnie nie zakładam niczego na wstępie. Na razie robię wszystko, co mogę, żeby w tej gazecie zaistniały partycypacja i pluralizm. A jak to wyjdzie, to zobaczymy. Jestem na początku procesu i to mnie cieszy. Przede mną wiele niewiadomych – to jest otwierające. Dostałam szansę na zainicjowanie projektu – stypendium artystyczne miasta Warszawy. Zamierzam ją wykorzystać jak najlepiej.
Wydawanie papierowej gazety to szczególnie ciekawy pomysł w dobie pandemii, kiedy mamy dość bycia zdalnie. Tęsknimy za obecnością, za fizycznością. Czy jakąś dodatkową wartość wnosi fakt, że będzie to gazeta papierowa?
Myślę, że tak. Dzieci coraz więcej czasu spędzają przed ekranami telefonów i komputerów, szczególnie podczas pandemii, kiedy edukacja przeniosła się w ogóle do świata online. Więc tym bardziej potrzebujemy właśnie tego, co Pan powiedział – bycia ze sobą, fizyczności, namacalności. Potrzebujemy rzeczy, które można wziąć do rąk.
Poza tym czymś innym jest po prostu myśleć o czymś czy mówić, a czymś zupełnie innym jest akt pisania, wysyłania listów, adresowania koperty, czy otrzymania odpowiedzi. Jest w tym coś magicznego. To właśnie jest jakaś namiastka tej obecności, zupełnie nieprzekładająca się na kontakt smsowy czy online. Ja sama widzę też po sobie, jaką euforię wzbudza we mnie właśnie kontakt z grupą dzieci czy z innymi dorosłymi, z którymi współpracuję. Jestem tak szczęśliwa, tak pełna entuzjazmu, że widziałam prawdziwych ludzi, a nie patrzyłam w komputer – że potrafię nawet nie spać przez pół nocy!
Oczywiście nie będę dzieci do niczego zmuszała ani przekonywała – chcę dać im szansę. Chciałabym, żeby próbowały, żeby chciały tego, żeby to wynikało z nich. Natomiast, jeśli dzieci nie chcą i mówią, że nie są zainteresowane, to po prostu nie są i zdaję sobie też sprawę z tego, że tak może być, że nie muszą chcieć się czymś podzielić. Rozumiem to i szanuję, ale postaram się dotrzeć do takich dzieci, które będą chciały się dzielić swoimi przeżyciami z innymi.
Czy można według Pani powiedzieć, że dzieci są dziś marginalizowane? Jeśli tak, to na jakich obszarach?
Dzieci są najbardziej marginalizowane w obszarze edukacji i zabawy. Na większości podwórek w miastach jest wszędzie zakaz gry w piłkę. Nie wolno dzieciom grać, nie wolno dzieciom się bawić, bo krzyczą.
Projektując naturalne place zabaw, zderzałam się z potworną przemocą wobec dzieci. Ludzie nie życzą sobie, aby w pobliżu ich okien bawiły się dzieci. A co to znaczy? Przecież to też są obywatele i obywatelki, które mają swoje prawa. Gdzie one mają się bawić? Osobom, które są przeciwne placom zabaw koło swoich domów, zadawałam pytanie: czy one miały swoje dzieci? I słyszałam odpowiedzi, że ich dzieci tu się wychowały, na tym podwórku, ale… teraz są inne czasy. A dlaczego teraz są inne czasy? No właśnie to jest marginalizowanie dzieci. Teraz dzieci to trzeba samochodem zawieźć na jakieś dodatkowe zajęcia, prawda?
I kolejny obszar marginalizacji to edukacja, która po prostu nie przystaje do rzeczywistości i nie odpowiada zupełnie na potrzeby dzieci, która je wtłacza w jakiś system feudalny. To znaczy system totalnej zależności od nauczyciela, od nieomylnej figury dorosłego, który jest nauczycielem. Dzieci nie mają prawa dodania czegoś od siebie, zapytania o coś, czy w ogóle podważenia tego autorytetu. Za to lądują u dyrektora i są karane. To jest kompletnie pruski system, nie przystający do XXI w. i do wyzwań, które są przed nami – do budowania odpowiedzialności w dzieciach za to, co dalej. To też wymaga dużo od nas, dorosłych, żeby dzieci wychowywać w sposób otwarty. Jest to trudniejsze, dlatego, że dzieci wtedy nie podporządkowują się łatwo, tylko dyskutują, mają swoje zdanie. Zdarza się, że zderzają z dorosłymi i to oni muszą się wycofać – a nie podporządkować sobie dzieci.
No i jeszcze kwestia przerywania zabawy, czyli mówienia: „przestań się bawić, a idź się uczyć”. Dzisiejsze koncepcje ekologii dzieciństwa mówią, aby nie przerywać tych naturalnych procesów, podczas których dzieci się uczą. Nam się wydaje, że uczenie to wkuwanie tabliczki mnożenia, co jest kompletnie archaiczne, XIX-wieczne. A czy ktoś słucha dzieci?
Kolejni ministrowie edukacji się zmieniają, wdrażają swoje pseudo-reformy, które psują jeszcze bardziej edukację. Nie słuchają – ani myślących inaczej nauczycieli, ani tym bardziej dzieci. Dzieci mają być podporządkowane i słuchać dorosłych. A myślę, że kolejni ministrowie mogliby się wiele nauczyć od dzieci. I to by było wspaniałe.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Drogie Dzieci!
Otóż wreszcie otwieramy swoje drewniane skrzynki na Wasze listy! Piszcie do nas, piszcie zewsząd – z małych miejscowości i dużych miast, z bloków, wieżowców, segmentów, bliźniaków, domów ceglanych i drewnianych, glinianych i z wielkiej płyty. Dzielcie z nami swój świat. Wraz z naszą redakcją stworzymy z listów gazetę do czytania dla Was i Waszych rówieśników i rówieśnic z całej Polski. Zaproście nas do siebie, uchylcie Wasze serca, uwolnijcie umysły. Piszcie starannie, żebyśmy mogli Was rozczytać. Błędami się nie przejmujcie, tak jak i my – nie przywiązujemy do nich żadnej wagi. Niech głos dzieci zapełni karty nowej gazety, tak jak to miało miejsce prawie już sto lat temu w „Małym Przeglądzie” redagowanym przez Janusza Korczaka. To nim się inspirujemy, jego wspominamy. Te same wątpliwości i lęki podzielamy – czy podołamy? Czy dzieci zechcą pisać? Czy starczy im zapału? Czy ktoś się będzie z nami dzielił swoimi (nawet najbłahszymi) troskami, myślami, radościami? Z nadzieją jednak patrzymy w jutro, wierząc niezmiennie w dzieci, w ich mądrość i głos. Zatem – zaczynajmy!!!!!!
Jaśmina Wójcik
- Adres: „GAZETA DZIECI”
- Muzeum Sztuki Nowoczesnej (oddział nad Wisłą)
- ul. Wybrzeże Kościuszkowskie 22
- 00-390 Warszawa
- z dopiskiem: „GAZETA DZIECI”
You must be logged in to post a comment.