Wielu z nas, próbując zrozumieć epidemię koronawirusa, zastanawia się, czy nie jest to zemsta Matki Natury na współczesnym człowieku za jego niszczącą i arogancką działalność na Ziemi. Niektórzy prorokują, że odtąd nic nie będzie już tak jak dawniej, że musimy się teraz zmienić, mniej eksploatować Błękitną Planetę (a może raczej prędzej zechcemy wrócić do „normalności”, a więc dawnych przyzwyczajeń?). Inni cieszą się, że obecnie przyroda od nas odpoczywa, parki się zielenią, a w wielkich miastach zmniejszył się znacząco smog.
W tym roku prawdopodobnie po raz pierwszy zabraknie na Facebooku kolorowych zdjęć z zagranicznych wakacji. Jedni już płaczą nad niezrealizowanymi planami, inni – mniej uprzywilejowani – cieszą się, że nie będą musieli znowu zazdrościć. Niektórzy nie zdążyli jeszcze nigdzie polecieć… Może w te wakacje po raz pierwszy mieli pokazać dzieciom Rzym, Paryż, Berlin? Może cały rok zbierali na wycieczkę do Disneylandu? Ciężko jest zrezygnować z czegoś, co jest tak wyczekane, upragnione. A może ciężej jest tym, co do luksusu się zdążyli przyzwyczaić? Prawdopodobnie będziemy kiedyś patrzeć na współczesne czasy jak na czasy barbarzyńskie. Czasy, w których odwrotną stroną sielankowych obrazków reklam są góry śmieci. Czasy, gdy pozyskiwanie żywności stało się zabawą dziecka wędrującego po hipermarkecie wśród tysiąca kolorowych opakowań. Nasza dowolność już została ograniczona. Na naszych oczach dzieje się to, co jeszcze dziesięć lat temu wydawałoby się niewyobrażalne: segregujemy śmieci, wychodząc na zakupy pamiętamy o zabraniu płóciennej torby, oglądamy reklamy zachęcające nas do zmniejszenia konsumpcji. Kończy się nasz kolorowy sen o Zachodzie, chociaż dopiero niedawno zaczęliśmy go śnić: dzieci muszą zrezygnować z plastikowych rurek do soczków, dorośli z wygodnych plastikowych sztućców podczas grilla. Każą nam się ograniczać, podczas gdy my dopiero zakosztowaliśmy wygody i luksusu.
Dziś wielu młodych i świadomych ludzi używa wielorazowych dziecięcych pieluch, drewnianych zabawek zamiast plastikowych, używanych ubrań i rowerów zamiast aut, szarego mydła, a nawet szarego papieru toaletowego, w którym jest wszak najmniej chemikaliów. Krótko mówiąc, wracamy do szarości w codziennym życiu. Takiej jak w PRL-u!
Jednak Polki na emeryturze, aktywne uczestniczki Uniwersytetów III Wieku, niechętnie wspominają pod tym względem czasy swej młodości. Uważają je za szare i mroczne – prawdziwe życie mają natomiast teraz, od lat transformacji! Nie mogą się nacieszyć kolorowymi półkami w sklepach, gotowymi daniami, ubraniami. Są oczywiście wyjątki, ale emerytki nie chcą już gotować pierogów (można kupić w sklepie), szyć ubrań, robić na drutach, wyszywać (można kupić w lumpeksie). Prędzej spotkamy trzydziestolatkę w modnej kawiarni dziergającą na szydełku szal, niż 60-latkę przy tej czynności.
Tymczasem szarość i hand-made jest dziś na topie. Wszystko się odwróciło. Kupowanie na wagę i owijanie w szary papier to już nie ubóstwo, ale ekologia i zdrowie (plastik szkodzi). W sklepach polujemy na wodę i mleko w szklanych butelkach – jakbyśmy mało się nadźwigali w PRL-u. Do pracy bierzemy wielorazowe butelki na wodę (odważniejsi piją ją z kranu, jak po wuefie w podstawówce). Do łask wróciły termosy z herbatą i kanapki pakowane w szary papier. Co bardziej uświadomione nastolatki fukają na nas w sklepach, że nie potrzebujemy tylu ubrań, a przemysł odzieżowy wykańcza środowisko. Latanie samolotami do ciepłych krajów staje się obciachem w czasach, w których mała Greta-ekolożka płynie z Europy do USA statkiem. Jak to się zmieniają kulturowe znaczenia! Żal tylko, że nie wykorzystaliśmy naszej szansy przeskoczenia kilku dekad rozwoju i bycia w awangardzie. Bo czyż jest coś bardziej ekologicznego niż szklane butelki z mlekiem, zabierane spod drzwi, myte i odstawiane z powrotem? Siatka-„francuzka”, z dziurami, ze sznurka, mieszcząca się w kieszeni, z której wystawały (nieopakowane w folię) por i torebka mąki? Okazuje się, że ekologiczna była nawet reglamentacja żywności. Wiem, wolność jest piękna, ograniczenia przykre – ale analizy mówią, że mięsa na kartki było idealnie tyle, by nie jeść go codziennie (zdrowo!), podobnie z tłuszczem czy słodyczami. Czy nie patrzymy z zazdrością na szczupłe sylwetki Polaków z lat 60, 70, 80? Ograniczenia okazują się być dla człowieka dobre…
Nie wiemy, jakie ograniczenia naszej wolności pojawią się w zachodniej cywilizacji po pandemii koronawirusa. Wydaje się, że jakieś będą – przynajmniej na początku. Może warto je wykorzystać, abyśmy przestawili nasze myślenie i zechcieli zrezygnować z nadmiernej konsumpcji, która niszczy Ziemię?
Dagmara Jaszewska
You must be logged in to post a comment.