Alex Skorupka jest obecnie uczniem 5 klasy Szkoły Podstawowej nr 172 im. Polskiej Organizacji Wojskowej w Wesołej – Zielonej. Cieszymy się, że mamy pośród naszej młodzieży tak uzdolnionych uczniów o tak nietuzinkowych zainteresowaniach.
Alex, czy mógłbyś powiedzieć czytelnikom, jak rozpoczęła się Twoja przygoda z Boeingiem?
Była to sobota, jakieś trzy lata temu, zadzwonił dziadek. Powiedział, żebym się szykował i pojedziemy obejrzeć nowy samolot Boeinga. Na miejscu był przezroczysty tunel aerodynamiczny, w którym można latać. Ale jakoś mi się nie bardzo to podobało. Obok stał symulator Boeinga. W środku wyglądał jak prawdziwa kabina pilotów. Kiedy weszliśmy do środka, odniosłem wrażenie, jakbym był w prawdziwym samolocie. Z okien było widać płytę lotniska i okoliczny krajobraz. Instruktorami tego profesjonalnego symulatora byli piloci z LOT-u. Jeden z nich – Pan Michał zapytał dziadka, czy nie chciałby poprowadzić samolotu. Dziadek zawahał się i zapytał mnie: czy ja nie chciałbym usiąść w kabinie symulatora Boeinga i zapoznać się z podstawowymi czynnościami umożliwiającymi latanie. Bardzo chciałem, ale bałem się, że nie będę umiał obsługiwać tych wszystkich paneli i segmentów. Widząc wielkie przerażenie, ale i błysk w moich oczach instruktor przyniósł mi siedzisko na fotel pilota, bo byłem za niski, co utrudniało mi dostęp do wszystkich mechanizmów, które były dookoła mnie. I tak zaczęła się moja przygoda z lataniem.
Czy pamiętasz pierwsze twoje zajęcia w symulatorze Boeinga i wrażenia jakie temu towarzyszyły?
Pamiętam doskonale. Kiedy siedziałem już za sterami samolotu trochę oszołomiony wielością przycisków, to instruktor zaczął mi objaśniać wszystko po kolei i uczył mnie jak przygotować się do rozpoczęcia lotu.
Nauczyłem się min. jak obsługiwać wolant (sterownice), wyrównać poziom paliwa w zbiornikach, włączyć pompy, następnie uruchomić zapłon w lewym silniku, a po osiągnięciu w nim 20% mocy uruchomić prawy silnik. Następnie wyprowadziłem samolot na pas startowy używając kierownicy przedniego koła, ponieważ stery na lotnisku nie działają – dzieje się to dopiero po starcie.
Po zobaczeniu pasa startowego trochę się stresowałem. Byłem pewien, że nie dam rady. Wtedy Pan Michał powiedział „Alex gotowy jesteś”, a ja pomyślałem
– po 10 minutach szkolenia mam być gotowy? Ale nie było czasu na myślenie, pchnąłem manetki mocy silnika do końca. Słychać było szum silników i wiedziałem, że samolot rozpędza się. Po osiągnięciu prędkości 140 węzłów podciągnąłem wolant do siebie i poczułem jak samolot zaczyna wznosić się. Po starcie schowałem podwozie, dźwignię podwozia przesunąłem do góry i zapaliły się zielone lampki.
Jaki obraliście kurs na ten pierwszy lot?
Rozpoczęliśmy lot wokół wulkanu Etna. Jeszcze wtedy nie umiałem obsługiwać autopilota. Pan instruktor w trakcie lotu cały czas mi tłumaczył i uczył, co mam robić. Po osiągnięciu celu kazał mi wylądować. To była cała procedura. Dane do lądowania dostawaliśmy od radiolatarni z lotniska w Mediolanie. Gdy zobaczyłem za oknami lotnisko i światła sygnalizacyjne byłem dumny z siebie, że zdecydowałem się na ten lot. Warunki były trudne i ciężko było podprowadzić samolot do lądowania. Przeżyłem pierwsze w życiu turbulencje za sterami. Podczas podejścia musiałem otworzyć podwozie i wysunąć klapy na pozycję nr 5. Samolot majestatycznie podchodził do lądowania i Pan Michał zmniejszył moc silników, bo lecieliśmy za szybko. Tuż przed podejściem wysunąłem mocniej klapy na nr 15. Na początku denerwowałem się i nie byłem pewny, czy dobrze wszystko robię. Zapytałem instruktora, czy dobrze wszystko robię, on spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Pomyślałem, że dobrze sobie radzę jak na pierwszy raz.
Jaki był Twój najtrudniejszy lot?
Pamiętam to doskonale: lecę w powietrzu. Zauważyłem, że miga mi kontrolka, informująca, że nie ma paliwa. W dodatku była noc, bardzo silna burza oraz deszcz z gradem. Wiał bardzo silny wiatr. Wtedy musiałem wylądować na lotnisku na Bemowie. Inni piloci uważają, że tego nie da się dokonać w takich warunkach. A ja tego dokonałem! Musiałem zwiększyć lekko moc, zniżając się musiałem trochę przyspieszyć, aby nie zejść z kursu. Musiałem wysunąć klapy na 40 stopni, spowolniając w ten sposób samolot. Dzięki tym zabiegom udało mi się szczęśliwie wylądować. Co prawda zahaczyłem trochę o drzewo, ale się nie rozbiłem.
Ile godzin lotu wykonałeś dotychczas na symulatorze?
Do dziś mam już 28 godzin wylatanych na profesjonalnym symulatorze B 737-800. Nie zamierzam na tym poprzestać i chcę kontynuować swoją przygodę z lataniem.
Rozmawiał: ks. Andrzej Chibowski