Z Bożeną i Lechem Makowieckimi, śpiewającym małżeństwem rozmawia ks. Andrzej Chibowski.

Przed nami wielkie telewizyjne wydarzenie. W Uroczystość Trzech Króli 6 stycznia w TVP1 o godz. 17.20 oraz tego samego dnia w TVP 2 o godz. 20:00 będziemy świadkami niecodziennego Uroczystego Telewizyjnego Koncertu „Bo w rodzinie siła” zorganizowanego przez Telewizję Polską oraz Fundację Kresy Historii.
Oprócz Parafii św. Brata Alberta w Warszawie-Wesołej głównym Partnerem koncertu jest Caritas Polska, która w ramach tego wydarzenia będzie przeprowadzała w ramach realizowanego projektu „Rodzina Rodzinie” zbiórkę na pomoc szczególnie rodzinom Bliskiego Wschodu, które w ostatnich latach stały się ofiarą konfliktów wojennych.
Lechu, mówię to między innymi dlatego, że Twoja piosenka „Rozmowa z synem”, w której słyszymy słowa:
„Jest takie miejsce, gdzie jesteś u siebie
Wiadomo – rodzina, dom…
Jest takie miejsce i chroń je jak świętość,
A zrozumiesz kiedyś to…”
będzie w jakimś sensie podsumowaniem przesłania koncertu, pod którego ideą podpisało się swoimi wykonywanymi utworami wielu znakomitych polskich artystów, jak choćby: Golec uOrkiestra, Edyta Górniak, Krzysztof Cugowski z synem Chrisem, Ida Nowakowska, Jerzy Zelnik, Ewa Dałkowska, Andrzej Lampert, chór TGD pod kierunkiem Piotra Nazaruka czy też orkiestra Kukla Band pod dyrekcją Zygmunta Kukli.
Czym dla Was, moi Drodzy, jest rodzina? Czy zasady wychowania, tradycje rodzinne wyniesione z rodzinnych domów, ukształtowały Wasze charaktery, postawy życiowe i sposób patrzenia na aktualną rzeczywistość?
Lech Makowiecki: Oczywiście, że tak. Co prawda w procesie wychowawczym uczestniczy więcej czynników sprawczych: szkoła, kościół, nasze bliższe i dalsze otoczenie, również państwo – przez politykę edukacyjną, ferowane nakazy i zakazy… Ale to rodzice byli zawsze tą najważniejszą „instancją” kształtującą charaktery swych potomków…
Bożena Makowiecka: To widać często po późniejszych wyborach drogi życiowej młodzieży; dzieci lekarzy zwykle zostają lekarzami, nauczycieli – pedagogami, wychowane w rodzinach wojskowych ciążą ku pracy w wojsku…
Lech: (śmiech) Niekoniecznie. My wykonujemy zupełnie inne profesje niż nasi rodzice.
Bożena: Ale jednak to muzyka była ich pasją. Moja mama pięknie śpiewa, a tata grał (amatorsko) na kilku instrumentach.
Lech: Reasumując: w naszych czasach to rodzice mieli decydujący wpływ na nasze wychowanie. A że urodzili się jeszcze przed wojną – wpajali nam przedwojenny system wartości, oparty na Katechizmie i Dekalogu.
Bożena: I na zdrowym rozsądku.

Powiedziałeś: „Mieli decydujący wpływ”. To znaczy, że dzisiejsi rodzice nie mają już wpływu na wychowywanie swych dzieci?
Lech: Kolejne pokolenia – zrodzone już w dobrobycie – nie znają współczesnych zagrożeń ani najnowszej historii. Młodzi rodzice – często „wychowani” na mainstreamowych mediach – sami wymagają reedukacji. Współczesne ideologie niszczą naszą wiarę i demoralizują młodzież. Kościół przestał już być autorytetem dla dzieciaków urodzonych w XXI wieku. A „pandemiczne”, zdalne szkolnictwo też łapie zadyszkę.
Dziś zatem nikt nie ma wpływu na wychowanie młodzieży?
Bożena: Nie, no ma… (śmiech) Internet, telefon komórkowy, pop-kultura, mainstream, Mr „Hejt” i Mrs „Demoralizacja”.
Jesteście śpiewającym małżeństwem. Jak to się wszystko zaczęło? Czy miłość do muzyki przełożyła się u Was na chęć wspólnego przekazywania słuchaczom artystycznego przesłania o ważnych sprawach Ojczyzny?
Lech: Poznaliśmy się na estradzie. Bożena śpiewała ze znanymi orkiestrami i big-bandami. Ja miałem swój country-folkowy zespół „Babsztyl”.
Bożena: Spotkaliśmy się we właściwym miejscu i czasie. Zaiskrzyło na tyle mocno, że postanowiliśmy razem pójść przez życie.
Lech: Powstanie rodzinnego zespołu „Zayazd” było naturalną koleją rzeczy. Przytoczona przez Ciebie na wstępie „Rozmowa z synem” była kamieniem węgielnym naszego autorskiego, familijno-zayazdowego repertuaru.
Bożena: A po drodze była jeszcze przygoda ze śpiewanym Mickiewiczem – nazwa zespołu zobowiązuje! I trwające do dziś nasze patriotyczno-historyczne śpiewanie.
Lech: Edukacja tożsamościowa nie może być nudna. Nawet nie powinna!

Wielokrotnie zapraszałem Was do wzięcia udziału w projektach artystycznych realizowanych z okazji ważnych wydarzeń w historii Niepodległej. Tak też było w przypadku widowiska poetycko-muzycznego „Vinctis non victis” („Pokonanym a niezwyciężonym”), które Fundacja Kresy Historii w 2015 roku przygotowała z racji otwarcia Muzeum Katyńskiego na terenie Cytadeli Warszawskiej. Jako pomysłodawca i reżyser tego koncertu „Vinctis non victis” poprosiłem Ciebie o zaśpiewanie dwóch piosenek „Katyń 1940” i „Balladę o Rotmistrzu Pileckim”. Wykonałeś to znakomicie. Na obliczach widzów – osób z rodzin pomordowanych oficerów dostrzegało się wtedy wielkie napięcie i wrażenie emocjonalne. Skąd u Ciebie, Lechu, takie zamiłowanie do historii, do penetracji trudnych spraw w swoich artystycznych przekazach?
Lech:Piszę emocjami. „Katyń 1940” powstał w pięć minut. To było prawdziwe „déjà vu”. Impulsem była informacja, że poległo tam również dwóch Makowieckch. Żadna rodzina, ale coś zapikało w sercu. I tak powstał niezwykle wzruszający ostatni list polskiego oficera – mój chyba najczęściej „coverowany” utwór na YouTube.
Bożena: Lech jest profesjonalistą, potrafi pisać na zamówienie. Ale piosenki patriotyczno-historyczne zawsze pisze sercem, nie rzemiosłem. Stąd siła ich oddziaływania.
Lech: „Balladą o Rotmistrzu Pileckim” próbowałem wypełnić lukę w naszej pop-kulturze. Nie doczekaliśmy się godnego, przebojowego filmu o tym największym z wielkich polskich bohaterów wojennych. Dlaczego?
Bożena: Bo jeśli my bylibyśmy bohaterami, to kim byliby nasi wrogowie-oprawcy?
Lech: Jako dyplomowany inżynier, muzyk, redaktor radiowy, twórca, felietonista, scenarzysta uważam, że najważniejszym przedmiotem w szkole winna być HISTORIA. Natura ludzka się nie zmienia; znając przeszłość możemy uchronić się przed błędami w przyszłości.
Zapoznałem się z Twoją audycją emitowaną przez Pierwszy Program Polskiego Radia pt. „Wieczór z historią”. Jestem pod jej wrażeniem. Proponujesz słuchaczom artystyczną podróż przez naszą historię. Do tego programu dobierasz zarówno utwory znane – często ukryte perełki oraz własne kompozycje. Dlaczego zdecydowałeś się akurat na taką konwencję programu?
Lech: Skoro uznałem, że współczesna pop-kultura ma dziś ogromny wpływ na edukację i wychowanie młodego pokolenia – uznałem, że zamiast „kopać się z koniem” należy zaprząc go do swego rydwanu. Wykorzystywanie szlachetnie pojmowanej rozrywki do „naprawy Rzeczypospolitej” nie jest łatwe, ale możliwe. Poczytaj wzruszające wpisy, jakie zamieszczają młodzi internauci pod moimi balladami wrzucanym do sieci – o Wołyniu, Auschwitz, Wolności, o „Ince”, „Roju”, „Roku 966”, Powstaniu Warszawskim, Klasztorze „Monte Cassino”, o hetmanie Czarnieckim i wielu, wielu innych. Wspiera mnie w tym dzielnie Bożena, której głos kruszy ludzkie serca. Jak chociażby w modlitwie „Obudź się, Polsko”.
Bożena: Mamy w repertuarze wiele hymnowych pieśni: od nostalgicznych, wyciskających z oczu słuchaczy łzy – po utwory euforyczne, marszowe, podnoszące na duchu i dające nam nadzieję na lepsze jutro. I oba te przekazy potrzebne są dziś Polakom. Nawet bardzo.

Jak Waszym zdaniem można zmienić mentalność młodego pokolenia, które dojrzewa nam jako tabula rasa, nie mając do końca świadomości przebogatej tradycji, na której budowana jest nasza teraźniejszość?
Lech: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie…” Znamy tę maksymę kanclerza Zamojskiego, tyle że w większości nie wiemy, jak to zrobić. Dzisiejsza młodzież, nie znająca prawdziwych zagrożeń, pozbawiana dawnych autorytetów i chłonąca jak gąbka „zachodnie wzorce” formatowana jest przez tzw. sieć, świat medialny oraz komiksy, piosenki, teledyski, filmy fabularne, gry komputerowe, błahe rozrywki. Jeśli umiejętnie podsuniesz młodym wartościowy wideoklip czy film fabularny – to jest szansa, że wzruszą się tym przekazem, zaczną szukać prawdy i dobra, staną się lepszymi, mądrzejszymi ludźmi.
Bożena: Warunek: muszą to być produkty na najwyższym poziomie, odpowiadające na dzisiejsze wyzwania. Uporczywe odgrzewanie starych coverów w nowych aranżacjach przynosi odwrotny skutek. „Bogurodzica”, „Rota” czy „Czerwone maki” też były kiedyś premierami, powstałymi z potrzeby chwili. I doskonale sprawdziły się w swym czasie.
Stoimy przed paradoksalną rzeczywistością. Z jednej strony z wieloma poważnymi wyzwaniami wchodzimy w 30-lecie wolnej Polski, z drugiej strony świadomi jesteśmy i widzimy, jak wielu odrzuca dziedzictwo polskości, wybierając jakąś nieokreśloną „nowoczesną europejską tożsamość”. Jak tę skomplikowaną sytuację rozwiązać? Na jakim fundamencie należy dzisiaj budować w Ojczyźnie solidne porozumienie między ludźmi, żeby nasz kraj – tak jak śpiewamy w znanym songu, „nie był murem podzielony”?
Lech: Od czasów Katarzyny Wielkiej jesteśmy demoralizowani i dzieleni – jako naród. Zaborcy, niemieccy najeźdźcy, Sowieci, komuna – nie dali nam rady, czego przykładem było powstanie masowego ruchu „Solidarności”. I dopiero ostatnie trzy dekady tzw. „wolności” zrobiły więcej złego w mentalności Polaków niż tamte wszystkie opresje razem wzięte. Brak zakazów – to przyzwolenie na zło. Jesteśmy dziś na równi pochyłej. Zmienia się znaczenie słów (tolerancja, wolność, ojczyzna, patriotyzm). Upada etos rodziny, mamy demograficzną zapaść. Nauka nie dąży już do prawdy; zdominowała ją ideologia, nie wiedza. Niszczony z zewnątrz i od wewnątrz Kościół też ustępuje pola. Jesteśmy podzieleni jak nigdy! Na lewą i prawą stronę sporu. Na wierzących i niewierzących. „Pisiaków” i „Platfusów”. I nawet – wbrew wszelkim podziałom politycznym – na tych „zaszczepionych” i „niezaszczepionych”!
Bożena: Ale pytanie brzmiało: jak to poskładać? Konkretnie.
Lech: Już mówię. Pierwszy sposób – to organiczna praca u podstaw, z maksymalnym zaangażowaniem wszystkich możliwych instytucji i mediów, a także patriotycznych organizacji kościelnych i świeckich. Musimy tak, jak to było w XIX wieku zacząć skutecznie generować patriotyczną kulturę. I to na najwyższym poziomie! I – równolegle, bardzo szybko, bo czasu zostało niewiele – odbudowywać siły obronne naszej armii. To najważniejsza na dziś sprawa dla naszego bezpieczeństwa. Tym, którzy liczą na militarne wsparcie Francji, USA czy Niemiec – serdecznie współczuję braku refleksji nad naszą nieodległą przeszłością.
A sposób drugi?
Lech: Pojawi się samoistnie, jak nic nie zmienimy w naszym życiu. Będzie to potężne „tąpnięcie”, kolejny światowy „reset”: zaraza, wojna, kataklizm?, który nas może otrzeźwić, ustawić do pionu. I zniszczyć, jeśli nie zachowamy tradycji i zdrowego rozsądku – tak charakterystycznego dla naszych przodków, ludzi doświadczonych wojnami i zniewoleniem – będziemy mieli powtórkę z historii. Tyle, że znacznie bardziej krwawą niż I i II wojna światowa razem wzięte.

Współczesna popkultura – to dzisiaj jeden z najważniejszych czynników wpływających na kształtowanie młodych umysłów i sumień. Gorzkim owocem tego staje się niestety postponowanie tego wszystkiego, co dotąd związane było ze światem wartości, mających swój fundament w Prawie Dekalogu. Co powinniśmy zrobić jako społeczeństwo, aby nie zatracić tego olbrzymiego dziedzictwa moralno-duchowego, któremu na imię Polska – jak określił to nasz Rodak św. Jan Paweł II?
Lech: Wyjątkowość Rzeczypospolitej polegała na fantastycznej więzi Państwa i Kościoła. A z kolei wyjątkowość tych Dziesięciu Przykazań – nazywam je „uniwersalnym kodeksem człowieczeństwa” – zasadzała się w tym, że te boskie nakazy i zakazy ograniczały nieco naszą osobistą wolność, zapewniając jednocześnie maksymalny komfort istnienia całej społeczności. Żyjąc w zgodzie z Dekalogiem mamy zaopiekowanych rodziców, nie mordujemy się nawzajem, każda rodzina jest bezpieczna, a interesy uczciwe. Ludzie mają do siebie zaufanie, wolni są od zazdrości i zawiści.
Bożena: Trzydzieści lat temu Jan Paweł II pielgrzymował po Polsce wygłaszając homilie poświęcone poszczególnym przykazaniom.
Lech: I to zainspirowało mnie to do napisania scenariusza i dziesięciu piosenek składających się na telewizyjne widowisko muzyczne pt. „Dekalog AD 2021”. Przepiękny koncert z udziałem największych gwiazd polskiej estrady, z orkiestrą i chórem, na tle oszałamiającej panoramy Tatr, z mini-fabułą filmową i fragmentami homilii papieskich jest przykładem, że można zrobić godny, religijny spektakl, łączący misję z przebojowością. Emitowane w prime time w Boże Ciało widowisko muzyczne „Dekalog” przebiło oglądalnością konkurencyjne programy! A komentarze zwykłych widzów i recenzje ekspertów były wręcz euforyczne! Skoro zrobiliśmy wyłom w tej niemocy, to dlaczego nie pójść za ciosem i nie zamówić kolejnych realizacji tego typu?
Chciałbym poruszyć niezmiernie ważny moim zdaniem problem tzw. „polityki historycznej”. Z pewnością wielu jest w naszej Ojczyźnie twórców uprawiających różne gatunki sztuki. Mam na myśli głównie film oraz muzykę. Co stoi na przeszkodzie, aby znów pochylić się nad naszą historią i wybrać z niej te postaci, których życie i działalność może pozytywnie i stabilnie wpływać na mentalność młodego pokolenia? Czy przypadkiem nie jest tak, że w dobie kryzysu tożsamości narodowej, należałoby generować naszą własną narodową kulturę? Potrafił to zrealizować np. Stanisław Moniuszko, walcząc i wygrywając swoim „śpiewnikiem domowym” z zalewającą nas wtedy francuską szmirą.
Lech: Wydawałoby się, że Stanisław Moniuszko miał dużo bardziej pod górkę. W XIX wieku nie było ani państwa polskiego, ani Ministerstwa Kultury. A jednak zdolny kompozytor-patriota skutecznie poradził sobie z konkurencyjną „francuską szmirą” – to jego własne słowa – i wypromował modę na polskie śpiewanie!
Bożena: Ale wtedy polskość nie była passé, wręcz przeciwnie. Rzeczpospolita była wtedy w każdym sercu, ukochana i wytęskniona.
Lech: O Polskę walczyliśmy na wszystkich frontach: i z bronią w ręku, i na niwie sztuki. Dziś daliśmy sobie wmówić, że nasza Ojczyzna jest „starą, brzydką panną na wydaniu”, że trzeba się jej wstydzić, że jesteśmy zapyziałym zaściankiem Europy. I tak oddaliśmy swą unikatową tożsamość walkowerem. Pieniądze płyną dziś szerokim strumieniem na antypolską pseudo-sztukę: na obrazoburcze instalacje, skandalizujące spektakle teatralne, na zakłamujące naszą historię wysokobudżetowe filmy.
Bożena: Reasumując: bez wsparcia instytucjonalnego nie powstanie np. żadne patriotyczne arcydzieło filmowe. Jakość kosztuje.

Mam wrażenie, że totalnie zdominowała nas kultura z Zachodu. Rządzą nami koncerny fonograficzne. Oryginalna i wartościowa muzyka polska – mam tu na myśli zarówno melodię, jak i treść – została okrzyczana jako passé, jako coś, co już się nigdy nie wróci. Przygotowując koncert „Bo w rodzinie siła” przesłuchałem setki polskich piosenek. Wśród nich znalazłem wiele znakomitych utworów, które mówią o „czymś” i kierują do słuchaczy ważne przesłanie. Gdyby najwięksi polscy artyści jak choćby: Chopin, Paderewski, Demarczyk, Grechuta czy Niemen, mogli zabrać głos w tej sprawie, to jaki apel by dzisiaj do nas skierowali?
Lech: Zapewne byliby zdumieni naszym „papugowaniem” zachodnich trendów muzycznych. To Chopin i Paderewski wpędzali w kompleksy zachodnich wirtuozów! A Niemen, German, Villas czy Demarczyk wzbudzali podziw na świecie swą oryginalnością, świeżością i profesjonalizmem. Brakowało im tylko kapitału na międzynarodową promocję swego talentu. W dobie globalizacji niszczy się nie tylko lokalny przemysł, ale i kulturę. Tzw. „szoł-biznes” wymaga dofinansowania, na zasadzie inwestycji, nie jałmużny. Tak to działa na całym świecie – i dlatego nieliczna ludnościowo Szwecja przy nas jest prawdziwą muzyczną potęgą…
Bożena: Stąd sukcesy zespołów ABBA, Roxette, Sabaton, Europe.
Tendencje kultury muzycznej, nie tylko na świecie, ale i w Polsce, szczególnie w dziedzinie muzyki rozrywkowej, sprowadzają się głównie do utworów komentujących bieżące zdarzenia i próby na jakie wystawia nas współczesny świat. Czy nie udałoby się dokonać w naszej kulturze tzw. twórczej syntezy – połączyć np. filmową literaturę, z nowoczesnymi gatunkami muzycznymi? Taki patriotyczny rap, hip-hop, a może nawet i disco-polo?
Lech: To jest zbyt obszerny temat, na zupełnie oddzielny wywiad. W Polsce przyjął się obcy nam kulturowo rock, reggae, blues, rap czy metal. Nawet Nergal ma tu swoich fanów. Nawet disco-polo, które jest przecież prymitywną kalką ruskiego folku.
Bożena: To przecież nic złego. Muzyka czerpie z różnych źródeł, rozwija się.
Lech: Tak. Ale utraciliśmy gdzieś swoje narodowe korzenie. Festiwal Eurowizji – zanim zdominowały go genderowe obsesje – wygrywały często-gęsto nowocześnie zagrane, folkowe przeboje oparte na źródłowych inspiracjach: utwory irlandzkie, ukraińskie, portugalskie, francuskie, włoskie.
Bożena: Amerykanie, Żydzi, Rosjanie czy Anglicy dumni są ze swej muzyki. My też kiedyś byliśmy. A „Tango Milonga” grał cały świat.
Lech: Zatem, co poszło nie tak?
Obserwując polską rzeczywistość na polu kultury, coraz bardziej uświadamiamy sobie, że za bierność i słabość w tym obszarze płacimy coraz większą cenę. Niemcom, prowadzącym swoją konsekwentną politykę w tym zakresie, udaje się nawet skutecznie wypierać ze świadomości wielu fakt odpowiedzialności za wiele ich historycznych zbrodni. Polacy zaś nie potrafią należycie wyeksponować w oczach świata swojej przepięknej historii. Dlaczego tak jest? Co należy zrobić, żeby było inaczej?
Lech: To proste i trudne zarazem. Nasza historia – to setki, tysiące gotowych scenariuszy kasowych filmów wojennych, trzeba zapłacić dobrym scenarzystom za przelanie tych opowieści na papier. A potem wynająć dobrych reżyserów, zatrudnić profesjonalnych aktorów, najlepszych operatorów, oświetleniowców, montażystów, kompozytorów i kogo tam jeszcze trzeba – i „trzepać” hitowy film za filmem – na światowym, przyzwoitym poziomie. Powtarzam – to nie ma być jałmużna dla patriotycznej kinematografii, tylko biznesowa inwestycja z przesłaniem w tle. A my, niestety, inwestujemy w kolejne szkalujące Polaków „Pokłosia” i „Wesela”.
Czy widzicie szanse, by w najbliższym czasie stworzyć alternatywne środowisko wśród ludzi młodych, które by swoim zaangażowaniem, pomysłami i aktywnością intelektualno-artystyczną mogło stworzyć alternatywne propozycje wobec tych, którzy zachłystnęli się duchem Europy bez granic, nowymi ideologiami, które ostatecznie prowadzą człowieka w bezideowy świat duchowej pustki?
Lech: To trudne. Znakomitą większość dzieciaków urodzonych po 2000 roku już straciliśmy. Oni czują się już prawdziwymi „Europejczykami” i nie bardzo rozumieją, o czym my tu w ogóle rozprawiamy. Tymczasem wojen nie zresetowano, nad Europą gromadzą się czarne chmury: kryzys migracyjny, rujnująca polityka pandemiczna, ekologiczna, globalistyczne przetasowania. Pisałem w jednej z ballad, że podczas pokoju największym naszym patriotycznym obowiązkiem jest „Mieć dzieci i wychować je na dobrych ludzi”.
Bożena: Posiadanie dzieci zupełnie nie jest zależne od zamożności społeczeństw. Gdyby tak było – bogate kraje Zachodu pękałyby w szwach od demograficznych przyrostów. To wyższa potrzeba duchowa, nasza ziemska misja, posłannictwo. Jeśli egoistyczne, nastawione na konsumpcję pokolenia tego nie zrozumieją – znikniemy z powierzchni Polski na własne życzenie.
Lech: Na szczęście wielu młodych ludzi zaczyna tęsknić do tzw. normalności. Wśród nich pojawiają się artyści artykułujący w swych dziełach tęsknotę za dobrem i miłością. Tacy współcześni buntownicy. Paradoksalnie – jeśli będzie już bardzo źle – ich utwory pociągną nasz świat ku górze. Tak zawsze było i tak będzie. I w tym jedyna nasza nadzieja. Oni już tu są. Gdybym tylko mógł otworzyć tym twórcom drzwi do medialnych kanałów. Ale instytucjami rządzą dziś urzędnicy, nie ludzie sztuki. Są przekonani, że wszystko załatwią „gadające głowy” w okienku TV.
Bożena: Powiem krótko: Nie załatwią. To tożsamościowa sztuka buduje morale, jednoczy naród, daje nadzieję.
Drogi Lechu i Bożeno życzę, aby Wasza aktywność twórcza przyniosła wiele dobra na polu promocji świata budowanego na stabilnych wartościach. Niech Boża Opatrzność Waszej pracy błogosławi.
You must be logged in to post a comment.