Wstąpił do zakonu dominikanów jako osoba niewierząca. Pod koniec życia był nie tylko słynnym duchownym, ale też przenikliwym analitykiem politycznym i światowej sławy logikiem. Senat RP ogłosił 2020 r. Rokiem Ojca Józefa Marii Bocheńskiego.
Józef Maria Bocheński urodził się 30 sierpnia 1902 roku w Czuszowie w województwie małopolskim. Pochodził z ziemiańskiej rodziny. Jego dziadek brał udział w powstaniu styczniowym, a ojciec zgłosił się na ochotnika do armii w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Do gimnazjum uczęszczał we Lwowie, a gdy wybuchła wojna polsko-bolszewicka, tak jak ojciec zgłosił się do wojska na ochotnika.
– Dzisiaj wygląda to tak jakoś ładnie, ale muszę się przyznać, że na początku na froncie, to codziennie się modliłem, żeby mnie zabili, ranili, wzięli do niewoli, byleby to się skończyło – wspominał Józef Bocheński.
Życiowe drogi
Następnie studiował we Lwowie prawo – chciał iść na politechnikę, ale sprzeciwił się temu jego ojciec. Potem studiował ekonomię polityczną w Poznaniu u boku m.in. twórcy polskiej socjologii, Floriana Znanieckiego. Politycznie popierał środowiska konserwatywne i chadeckie, czytał z zacięciem Stanisława Cata-Mackiewicza. Zainteresowanie konserwatyzmem zaczęło zbliżać go do Kościoła. – Kościół wyglądał na jedyną siłę społeczną poza komunizmem, która byłaby w stanie coś stworzyć – podkreślał. W 1926 r., za namową swojego duchowego przewodnika o. Jacka Woronieckiego, wstąpił do seminarium duchownego w Poznaniu. – Wstąpiłem do seminarium będąc niewierzącym i tam się nawróciłem – mówił Józef Maria Bocheński po latach.
Przyjął imię zakonne Innocenty, a po okresie nowicjatu wyjechał na studia z filozofii i teologii do Fryburga. Habilitował się z filozofii chrześcijańskiej na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Krótko przed II wojną światową prowadził tam wykłady.
W czasie wojny w 1939 r. był kapelanem w oddziałach gen. Franciszka Kleeberga. Dostał się do niewoli niemieckiej, ale udało mu się z niej uciec. Dołączył do polskich sił zbrojnych na Zachodzie i towarzyszył żołnierzom gen. Władysława Andersa m.in. w bitwie o Monte Cassino. – Jak dzieci w roku 2100 uczyły się będą historii, to z całej II wojny światowej zostaną tylko Monte Cassino i Powstanie Warszawskie – mówił Bocheński. Po wojnie nie chciał wracać do Polski. – Przede wszystkim nie chciałem żyć w kraju rządzonym przez komunistów – wyjaśniał. Rozpoczął pracę wykładowcy na uniwersytecie we Fryburgu, gdzie został rektorem. Za swoją misję uznał uświadamianie elitom intelektualnym Zachodu, jak wielkim zagrożeniem dla cywilizacji jest ideologia komunistyczna. Z czasem stał się Bocheński uznanym sowietologiem. W 1956 r. jako ekspert brał udział w procesie delegalizacyjnym Komunistycznej Partii Niemiec. Wydawał czasopismo „Studies In Soviet Thought” („Studia nad myślą sowiecką”) oraz serię wydawniczą „Sovietica”. W pracy naukowej pomagała mu znajomość wielu języków: francuskiego, angielskiego, włoskiego, niemieckiego, greckiego i rosyjskiego.
Potrzeba logiki
Od 1987 r. Bocheński przyjeżdżał do Polski. Po roku 1989 bardzo negatywnie oceniał przemiany polityczne i społeczne zachodzące w Polsce, szczególnie zaniechanie głębokiej dekomunizacji i rozliczenia systemu komunistycznego. – Z komunistycznego paskudztwa trzeba Polskę oczyścić. Ale głównym zadaniem jest wychowanie dla narodu nowej młodzieży – zaznaczał w jednym z ostatnich wywiadów.
Bocheński był nie tylko wybitnym logikiem, ale też osobą starającą się wprowadzać do życia publicznego model dyskusji oparty na argumentach rozumowych. Nie znosił niejasnych pojęć i nierozumnych przekonań. Całe życie starał się w różnej formie walczyć z zabobonami, czyli irracjonalnymi przekonaniami, które funkcjonują w życiu społecznym, czyniąc w nim wielkie szkody. Był za wychowaniem ludzi do rozumności, czyli do logiki. Był miłośnikiem mądrości; starał się odróżniać ją od moralności, etyki czy wiary.
W 1987 r. wydał książkę „Sto zabobonów. Krótki filozoficzny słownik zabobonów”, w której krytykował niektóre nurty filozofii, takie jak marksizm czy anarchizm, ale i wróżbiarstwo, astrologię czy numerologię. Za najgroźniejszy zabobon Bocheński uznał marksizm, który w istocie jest specyficzną „namiastką wiary”, sumą innych przesądów, nie mających oparcia w rozumie. – Marksizm-leninizm jest zasadniczo teorią niespójną i sprzeczną z faktami. Nie jest też żadną nauką, jest wojującą wiarą, mającą do dyspozycji partię komunistyczną i jej organizację, potężne środki do praktycznej realizacji bezpośrednich celów – pisał w swojej książce „Marksizm-leninizm. Nauka czy wiara?”.
– Postępuj tak, abyś długo żył i dobrze ci się powodziło – pisał w wydanym w 1992 r. „Podręczniku mądrości tego świata”, książce będącej zbiorem praktycznych porad dotyczących życia człowieka i relacji z innymi. Zgodnie z tą wskazówką w wieku niemal siedemdziesięciu lat zdążył jeszcze uzyskać… licencję pilota.
Stefan Głowacki