Przenikliwy obraz życia górniczych rodzin epoki Margaret Thatcher przeistacza się w dziele Douglasa Stuarta w studium człowieczeństwa wystawionego na okrutne próby. Walka o godność i miłość kończy się porażką, ale sama walka pokonanej Agnes dają nadzieję. Jej postawa ostatecznie chroni przed złem jej syna – dziecko doświadcza piekła, ale nie ulega złu.
Agnes Bain całe swego niedługie życie walczyła z mężczyznami, dziećmi, rodziną, obcymi, a także swoim nałogiem. Walczyła, będąc przerażająco samotną i wyobcowaną, niezrozumianą przez nikogo. Kochaną tylko przez swego najmłodszego syna Shuggiego, choć i to nie może być do końca pewne. Shuggie jako dziecko chciał mieć normalny dom i normalną matkę i uważał, że jak się dobrze „postara” to jej pomoże. Nie była to zdrowa relacja.
W porażającej swym naturalistycznym stylem książce „Shuggie Bain” Douglas Stuart przedstawia nam losy jednej z rodzin, żyjącej w „górniczej” dzielnicy Glasgow za czasów rządów Margaret Thatcher. Wszechobecna bieda i wynikająca z niej tymczasowość i bylejakość życia dają nam niezwykle ponury, ale i tchnący realizmem opis życia ludzi, którzy walczą o codzienny byt. Mężczyźni, jeśli mają szczęście to ciężko pracują na utrzymanie licznych rodzin, kobiety zaś są przykute do domów i dzieci, zajęte nieustanym karmieniem i ubieraniem swego potomstwa.
Na marginesie, dzieci tworzą w książce swoisty świat, zimny i okrutny, bezwzględny dla słabszych, powtarzając bezwiednie mechanizmy przemocy, które znają ze świata dorosłych. A w nim trwa bezwzględna walka o przetrwanie, nie w obawie o życie, ale o jego godność. Agnes Bain cierpi bardziej od innych, gdyż jest bardziej wrażliwa. Nie godzi się jedynie na los żony i matki. Chce od życia więcej. Bardzo dba o swój wygląd, makijaż i ubranie, czym wyróżnia się z otoczenia, jej niezaspokojona potrzeba piękna i miłości pcha ją w stronę przekraczania granic.
Bardzo długo w walce o zachowanie człowieczeństwa towarzyszy jej właśnie wysokie poczucie własnej godności, to dzięki niemu podnosi się z największych upadków i niezrażona wychodzi życiu znowu naprzeciw. Nie poddaje się. Książka Stuarta to głównie pochwała człowieczeństwa, które rzucone zostało w nieludzkie, piekielne wręcz kręgi dzielnic Glasgow. „Gdy przynosiła sobie wstyd piciem, nazajutrz podnosiła się, wkładała najlepszy płaszcz i stawała czoła światu. Gdy miała pusty brzuch, a jej dzieci były głodne, układała włosy i kazała światu myśleć, że wszystko gra”.
Arcydzieło, bo tak należy pisać o tej książce, Douglasa Stewarta nie jest tylko drobiazgowym opisem życia kobiety, która stacza się na dno z powodu swojego alkoholizmu. Alkohol towarzyszy mieszkańcom Glasgow na każdym kroku, jest szybkim i łatwym pocieszycielem. W przypadku Agnes alkohol jest odpowiedzią na niemiłość. Niemiłość męża, niemiłość dzieci, niemiłość świata.
Bohaterowie książki Stuarta ranią się bowiem notorycznie, to ich naturalna reakcja na surowe warunki życia, ich pancerz obronny. I sednem spojrzenia Stuarta jest chyba właśnie precyzyjny opis zranień, jakie doznaje człowiek od innych, zamykając się w sobie i z czasem raniąc najbliższych. Główną osią dramatyczną książki jest relacja syna do Agnes. Z początku Shuggie jest bez reszty oddany matce, czuły i kochający. Gdy jego brat i siostra tracą już nadzieję, a wcześniej stracił ją mąż Agnes, to on nadal przy niej trwa, znosząc upokorzenia. W końcu i on stanie się dla niej, zniszczonej już przez alkohol, wrogiem, którego trzeba wyrzucić z domu.
W istocie to właśnie Shuggie jest głównym obserwatorem dziejących się wydarzeń. Oczyma dziecka patrzymy na świat i poznajemy jego najbardziej koszmarne i obrzydliwe wymiary. Shuggie doznaje morza upokorzeń i wstydu, sam do końca zachowując czułość i miłość do matki. Te „oglądy” świata, które ma Shuggie stanowią wyjątkowe fragmenty książki. Pytamy sami siebie, czemu zło nie zniszczyło tego chłopca, czemu nie zatruło mu serca? Jak zachował godność i człowieczeństwo? Agnes się to nie udało.
Obok warstwy fabularnej książka jest swoistym hymnem na cześć miasta. Glasgow staje nam niemal w oczach, gdy przemierzamy je wraz z bohaterami. Ulice w deszczu, wnętrza taksówek, pofabryczne hałdy, kolejki po cotygodniowy zasiłek, okolice mostów, ale i bogate restauracje czy kamienice w centrum wyznaczają „scenę”, na które los okrutnie przestawia ludzkie figury. W polskiej literaturze takiego hołdu doczekała się Warszawa w „Złym” Leopolda Tyrmanda.
Z fotograficzną wręcz dokładnością autor pokazuje nam wnętrze domu Agnes, opisuje przedmioty codziennego użytku, rysuje codzienne troski i zmartwienia. Wchodzimy niemal do biednych górniczych mieszkań, pełnych zawsze umorusanych i głodnych dzieci, dotykamy ich losu, słysząc cały czas syk otwieranych puszek piwa. Douglas Stuart dokonał rzeczy wielkiej. Opisał i uwiecznił jeden ze współczesnych fragmentów odwiecznej nędzy ludzkiej. Uczynił to przy tym ze zrozumieniem, a nieraz i z czułością wobec bohaterów.
Wielki hołd należy oddać tłumaczowi Krzysztofowi Cieślikowi, który doskonale wywiązał się ze swojego zadania. Książka jest wspaniale przetłumaczona, doskonale oddaje świat przedstawiony, unaoczniając go niejako przez język czytelnikowi. Bardzo udany okazał się niełatwy zabieg oddania specyficznego języka (gwary) bohaterów przez stworzenie jego polskiego odpowiednika. Szorstki i koślawy język bohaterów doskonale odbija rzeczywistość, w której żyją. Jest jej żywym świadkiem. Wielka to rzecz.
Bartosz Wieczorek
Douglas Stuart, Shuggie Bain, Wydawnictwo Poznańskie, 2021.
You must be logged in to post a comment.