Charakterystycznym rysem religijności powstańczej Warszawy było to, że msze święte odprawiano poza kościołem. Powody były oczywiste – świątynie zamienione w ruiny nie mogły pełnić swojej funkcji.

Msze odbywały się w piwnicach, mieszkaniach, na dziedzińcach, w budynkach kin, a nawet w… browarze i barze. Przestrzenią sakralną stawało się każde możliwe miejsce. Problemem były natomiast często komunikanty, które księża dzielili na bardzo małe cząstki. Pomimo tego zdarzało się, że nie starczało ich dla wszystkich – wówczas uczestnicy mszy przyjmowali komunię świętą duchowo (co znamy świetnie z ostatniego czasu pandemii).
Powstańczy ekumenizm
Msze święte były z całą pewnością bardzo ważne dla powstańców, bo nie jest odosobnionym przypadkiem to, że po kilkudziesięciu latach pamiętają oni konkretnie dzień i miejsce, w którym uczestniczyli w eucharystii. Warto tutaj też wspomnieć o tym, że powstańcy należeli do różnych wyznań, w walkach brał udział m.in. oddział, w którego skład wchodzili Tatarzy; ich mułła zginął dwa dni po księdzu katolickim służącym w tym samym oddziale. Część powstańców to również protestanci. W powstaniu dochodziło do niezwykłych przejawów ekumenizmu, kiedy katolicy i protestanci razem uczestniczyli w mszy odprawianej w jednym z tych wyznań. Wspólnie modlili się też katolicy i żydzi – służyły im do tego psalmy.
Niezwykłe wspomnienia dotyczące modlitwy ludności cywilnej pozostawił Jan Nowak Jeziorański w książce „Kurier z Warszawy”. Opisywał tam wspólne modlitwy mieszkańców poszczególnych kamienic, które stały się niejako rytuałem i elementem na nowo spajającym społeczność; brali w nich udział również ci, którzy od lat nie praktykowali wiary. Z pewnością istotnym elementem tego religijnego ożywienia było bezpośrednie zagrożenie życia. Często jest to moment, który zmusza człowieka do myślenia o sprawach ostatecznych. Z pewnością nie byłoby też uczciwe stwierdzenie, że postawa modlitwy, zawierzenia była postawą absolutnie powszechną. Czas okrucieństwa, niezawinionej krzywdy rodzi też w człowieku pytania o dobroć Boga czy w ogóle o jego obecność. Byli i tacy, którzy pod wpływem wojennych potworności utracili wiarę, a bliskość śmierci zmuszała ich do ponownego namysłu nad istnieniem Boga. Tak było w przypadku Stanisława Likiernika, który w przekonaniu, że została mu najwyżej godzina życia, rozważał sens modlitwy, mimo że deklarował się jako niewierzący. Ostatecznie nie zdecydował się na modlitwę, a powstanie przeżył i o tych chwilach opowiedział wiele lat później.
Ciekawą informacją jest to, że w czasie wojny nastąpił „wysyp” kapliczek na dziedzińcach kamienic. Mimo tak trudnych warunków bytowych ludzie znajdowali środki na ich postawienie. Dzięki temu podwórza stawały się przestrzenią swoistej wolności – można było się na nich gromadzić nawet w czasie godziny policyjnej i doświadczać mocy wspólnej modlitwy.
Powstańcze śluby
Dość powszechnie znanym faktem jest ogromna ilość ślubów zawieranych podczas powstania zarówno przez cywili jak i walczących. Zdarzało się, że takie decyzje podejmowano z dnia na dzień, w znacznej mierze pod wpływem zagrożenia życia, co rodziło pragnienie spędzenia być może ostatnich wspólnych chwil jako mąż i żona. Większość tych ślubów była jednak planowana już wcześniej – wybuch powstania jedynie przyspieszał te decyzje. Charakterystyczne dla ślubów powstańczych było pewne uproszczenie formalne – zrezygnowano z zapowiedzi, wymagano za to zgody dowódcy i ks. Stefana Kowalczyka – naczelnego kapelana Armii Krajowej. Spośród wielu ślubów tego czasu warto przywołać we wcześniejszym, „ekumenicznym” kontekście małżeństwo Marii Róży Nowotnej – katoliczki i Jana Walca – ewangelika.
Odrębnym elementem religijności czasu powstania była spowiedź. Przeczucie, że może być to ostatnie w życiu wyznanie win i ogromne pragnienie pojednania się z Bogiem sprawiły, że dla wielu powstańców ich spowiedź w tym czasie była niezapomnianym przeżyciem. Powszechną praktyką podczas powstania było też tak zwane zbiorowe udzielanie rozgrzeszenia w obliczu śmierci (in articulo mortis). Księża z braku czasu rozgrzeszali np. wszystkich żołnierzy idących do walki. Spowiedź indywidualna była też powszechna, a liczba chętnych była tak ogromna, że we wspomnieniach niektórych kapelanów powstańczych przewija się motyw braku czasu na sen z powodu nieprzerwanego udzielania sakramentu pokuty i pojednania. Ze spowiedzią były również związane rekolekcje (!), które odbyły się na podczas powstania na podwórku kawiarni Bliklego na Nowym Świecie. Wygłosił je biskup Stanisław Adamski, a wieńcząca je spowiedź miała charakter masowy.
Warto także wspomnieć o bezprecedensowym otwarciu się klasztorów klauzurowych, w których chronili się podczas powstania warszawiacy. Nie zdarzyło się to nigdy wcześniej w kilkusetletniej historii Warszawy.
Osobnego omówienia wymagałby udział w powstaniu późniejszego prymasa Stefana Wyszyńskiego. W momencie wybuchu walk znajdował się on w podwarszawskich Laskach i stamtąd wsparł oddziały AK walczące w kampinoskich oddziałach, służąc jako kapelan okręgu wojskowego Żoliborz-Kampinos pod pseudonimem Radwan III. Był on obecny podczas operacji rannych żołnierzy, spowiadał powstańców. Po latach mówił o wielkości ofiary tych, którzy w powstaniu oddali życie, nigdy nie kwestionował sensu tej walki, uważał ją za konieczną dla odzyskania przez Polskę autentycznej wolności.
Daniel Chemycz
You must be logged in to post a comment.