Każdy z nas, wierzących w Chrystusa Zmartwychwstałego, spodziewał się, że Święte Triduum Paschalne przebiegnie tym razem inaczej, niż w roku ubiegłym. Oczekiwaliśmy, że pandemia będzie już wygaszona, a świątynie dostępne bez ograniczeń.
Trafnym obrazem podsumowującym sytuację współczesnego świata i Kościoła jest rozmowa dwóch uczniów idących do Emaus. Dyskutując o wydarzeniach, których byli świadkami, wypowiadają do spotkanego Jezusa – w którym jeszcze nie rozpoznali swojego Mistrza – słowa: „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela” (Łk 24, 21). Są rozczarowani przebiegiem ostatnich dni. Myśleli, że wszystko będzie inaczej. Szli do Jerozolimy na wielkie święto Paschy – święto wolności i radości. Rozumieli je jako najgłębsze święto ich tożsamości osobistej, wspólnej i narodowej. A tymczasem spotkał ich ogromny zawód. Przeżywają więc wielki strach, klęskę, rozproszenie i rozpacz.
„A myśmy się spodziewali”.
Współczesny Armaggedon My też spodziewaliśmy się czegoś innego. Doskonale pamiętamy świat ubiegłorocznych świątecznych dni. Przeżywaliśmy wtedy swoisty Armageddon. Oglądaliśmy apokaliptycznie wyglądające ulice największych miast świata, gdzie nagle zatrzymało się życie. Wsłuchiwaliśmy się w złowrogą ciszę, która tak bardzo niepokoiła nasze serca. Patrzyliśmy na puste ulice, dworce, kawiarnie, centra nauki, biznesu i rozrywki. Odwoływano największe imprezy masowe, włącznie z Igrzyskami Olimpijskimi w Tokio. Dzięki światowym mediom relacjonującym tamten złowrogi czas widzieliśmy, jak wiele miejsc w różnych krajach świata zostawało pośpiesznie przekształconych w prowizoryczne szpitale. Zapadł nam w pamięci obraz słaniających się ze zmęczenia lekarzy i służby medycznej wraz z setkami wolontariuszy, usiłujących ratować tysiące zarażonych wirusem osób. Patrzyliśmy na przejmujący obraz licznych trumien, niemieszczących się już w kostnicach i ustawianych na lodowiskach i boiskach sportowych, przed którymi nie mogli zgromadzić się najbliżsi, a tylko kapłani spełniający ostatnią posługę.
Po raz pierwszy nasze pokolenie nie mogło osobiście w swoich świątyniach przeżyć najważniejszych i najradośniejszych Świąt Wielkiej Nocy. Zapadł zmrok, pojawiły się lęk, niepewność, a nawet rozpacz. Byliśmy podobni do ewangelicznych uczniów, którzy płynąc razem ze swoim Mistrzem, doświadczyli niespodziewanej burzy. Cała ludzkość w tamtych dniach zdawała się w przerażeniu wołać: „Panie, ratuj, bo giniemy”. Powagi i grozy chwili dodawał widok Papieża Franciszka idącego w samotności po ulicach wyludniałego Wiecznego Miasta, który w głębokim zamyśleniu i ze łzami w oczach błogosławiąc „Urbi et Orbi” modlił się przed krucyfiksem o jak najszybsze ustanie tego niespodziewanego, niszczycielskiego żywiołu.
„A myśmy się spodziewali”. My też, każdy z nas wierzących w Chrystusa Zmartwychwstałego spodziewał się, że Święte Triduum przebiegnie tym razem inaczej, niż w roku ubiegłym. Oczekiwaliśmy, że pandemia będzie już wygaszona, świątynie dostępne bez ograniczeń. Spodziewaliśmy się, że znów będziemy mogli uczestniczyć w pięknej i uroczystej liturgii, niosącej ze sobą intensywne spotkanie z żyjącym Panem. Czekaliśmy na chwile przeżyte w dużej i radosnej wspólnocie wiary i wierzących. Chwile tak upragnione po dłużących się miesiącach samotności. Nie mogliśmy się doczekać rodzinnych spotkań i rozmów w gronie przyjaciół.
Dla współczesnych wierzących droga do Emaus prowadzi również przez progi wielu pięknych świątyń naszej Ojczyzny. Marzyły się więc nam kościoły pełne ludzi trwających w dziękczynieniu za przebyte doświadczenie. Nasze nadzieje były racjonalne i uzasadnione, tym bardziej, że jeszcze w ubiegłym roku byliśmy „zieloną wyspą nadziei” w oceanie śmierci ofiar pandemii w Europie i na świecie.
Czas pustych kościołów
Stało się zupełnie inaczej. Znów będziemy przeżywali święta w pustych kościołach. Będziemy je obchodzili w świątyniach, które w minionym roku w okresie pandemii zostały zaatakowane przez hordy współczesnych Hunów. Można przypuszczać, że grupy atakujące kościoły zostały sprowokowane przez politycznych manipulatorów i tych, którzy na nieoczekiwanym dla świata doświadczeniu próbują zbić swój polityczny kapitał i napełnić swoją prywatną judaszową sakiewkę.
Książką, która te chwile analizuje i którą zacząłem czytać w rozpoczynającym się Wielkim Tygodniu, jest publikacja księdza Tomáša Halika „Czas pustych kościołów”. Wybitny czeski teolog, filozof i socjolog w swoich kazaniach z okresu pandemii daje nam wszystkim nadzieję i wprowadza krok po kroku w głębię misterium Zmartwychwstania. Rozważania te są głębokim przygotowaniem na czas, kiedy wszyscy – jako wierzący – będziemy musieli z większą odwagą i zaufaniem wstąpić do obłoku tajemnicy i żyć wśród paradoksów oraz nowych wyzwań. Uniwersalizm tych rozważań dotyka każdego człowieka w jego różnych płaszczyznach życia, a najbardziej w płaszczyźnie moralno-religijnej, która dla wielu stanowi busolę – kierunek drogi i najgłębszy cel życia.
Pytanie o autentyczność
„A myśmy się spodziewali”. Może przyszedł wreszcie czas, by w dobie coraz bardziej pustych kościołów, coraz większego zeświecczenia (które nie jest bynajmniej tylko owocem jednorocznej pandemii), postawić sobie bardziej elementarne i dogłębne pytania, podobnie jak to zrobił autor wspomnianej książki. Dlaczego „łódź” Kościoła w zderzeniu ze światem chwieje się dzisiaj jak przysłowiowy Titanic po zderzeniu z górą lodową? Czy nie jest to przypadkiem czas, żebyśmy ratując statek, nie ograniczali się jedynie do przesuwania na nim łóżek, ale zaczęli z niego wyrzucać zbędne balasty naszej słabej wiary, braku chęci rozumienia drugiego człowieka? Być może wspomniany autor ma rację, kiedy pisze: „Jedna postać chrześcijaństwa, Kościoła, wiary i teologii, do której jesteśmy przyzwyczajeni, niepowstrzymanie osuwa się w przeszłość. Kościoła nie uratuje ani ucieczka do świata przednowoczesnego – do świata, którego już nie ma, ani tania „modernizacja”, która by miała uczynić religię atrakcyjniejszą dla współczesnego społeczeństwa zabawy”.
Tylko wtedy Kościół, a my w nim, przeżyjemy autentyczne Zmartwychwstanie, jeżeli w nas dokona się prawdziwa Pascha – prawdziwe nawrócenie. Kościół uratują ludzie, którzy będą jego autentycznymi świadkami.
Ks. dr Andrzej Chibowski
You must be logged in to post a comment.