Pandemia spowodowała spustoszenie w naszym życiu, relacjach, kontaktach. Wpłynęła negatywnie na wiele gałęzi gospodarki. Niestety gastronomia w ogóle, w tym kawiarnie, bardzo mocno odczuwają jej skutki.

Czy znacie kultową trylogię Roberta Zemeckisa „Powrót do przyszłości”? Na pewno znacie. Jakiś rok temu, na którymś kanale tv leciała druga część, w której bohaterowie przenoszą się w odległą przyszłość. Jako posiadacz kawiarni ucieszyłem się, że w czasach latających samochodów bohaterowie filmu wylądowali akurat w tym przybytku, stylizowanym na lata 80-te. Pomyślałem sobie: jaki to stabilny biznes! Przytulne kawiarenki będą istnieć zawsze, mogę spać spokojnie!
Pandemia, czyli nasza codzienna science fiction
Niestety nie wziąłem pod uwagę tego, jak stara jest ta produkcja. „Odległa przyszłość”, do której przenieśli się jej bohaterowie, to był bowiem rok… 2015. Okazało się, że wcale nie mogę spokojnie spać, bo „przyszłość” już minęła, zaś teraźniejszość jest nieprzewidywalna i przypomina rollercoaster. Od roku nasza rzeczywistość jest tak niewiarygodna, że na jej tle latające samochody mogą wywołać jedynie ziewnięcie. (Notabene o tym, jak zawodne jest sądzenie o przyszłości na podstawie filmów science fiction niech świadczy to, że w „Powrocie do przyszłości” w roku 2015 latały poduszkowce marki Pontiac, podczas gdy w realu marka Pontiac przestała istnieć w 2010 r…).
Minął rok od pojawienia się w Polsce epidemii covid-19. Wirus ogromnie wpłynął na życie nas wszystkich. Nadal nie wiemy, czy świat sf, w którym obecnie żyjemy, to coś przejściowego, czy jest to nasza nowa, gorsza rzeczywistość. Pandemia spowodowała spustoszenie w naszym życiu, relacjach, kontaktach. Wpłynęła negatywnie na wiele gałęzi gospodarki. Niestety gastronomia w ogóle, w tym kawiarnie, bardzo mocno odczuwają jej skutki.
Jakie skutki? – ktoś powie. Przecież wprost zalewają nas kolejne fale pomocy dla lokali gastronomicznych. Cóż – i tak, i nie. Faktycznie gastronomia mogła liczyć na wsparcie w czasie pierwszej fali pandemii, chociaż nie wszyscy właściciele lokali otrzymali jakiekolwiek rekompensaty. Warunkiem otrzymania pomocy było wykazanie strat w porównaniu z rokiem ubiegłym. Tak więc już na początku z pomocy państwa wykluczone zostały wszystkie nowe lokale. Później segregacja została jeszcze bardziej zaostrzona.
Nie taki kod
Otóż niektóre wykazane przez lokale gastronomiczne straty uznano, innych zaś… nie uznano za straty! Wobec tego nie można było ubiegać się w tych przypadkach o dofinansowanie. Jak się robi takie cuda? Bardzo prosto. Przy pomocy kodów PKD. Co to za diabeł?
Śpieszę wyjaśnić: to Polska Klasyfikacja Działalności. Rozpoczynając działalność gospodarczą, należy określić jej rodzaj przy pomocy jednego z dostępnych kodów. Można mieć ich kilka i zwykle tak jest.
Co więc zrobić, skoro pandemia uniemożliwia nam prowadzenie działalności gospodarczej? By uzyskać pomoc, musimy nie tylko, jak dotąd, wykazać straty, ale jeszcze związany z naszą działalnością kod PKD musi być naszym „kodem wiodącym”. To oznacza, że musi być zapisany w dokumentach jako pierwszy. Ta kolejność nie miała dotychczas żadnego znaczenia biznesowego. W żaden sposób nie wpływała przykładowo na wysokość płaconych przez podmioty opłat i podatków. Teraz zaś posłużyła ona do wykluczenia z pomocy znacznej części właścicieli lokali gastronomicznych…
Jest to niezrozumiałe dla restauratorów. Wiadomo – nie możesz liczyć na pomoc, jeśli prowadzisz działalność gospodarczą bez wymaganego kodu PKD, a więc nielegalnie. Dlaczego jednak pomocy nie otrzymam, jeśli prowadzę swoją działalność zgodnie z wymaganym kodem?
Czy wrócą kawiarenki?
„Tak, współczujemy Wam, jesteście zamknięci od roku, chcielibyśmy naprawdę Wam pomóc, tylko ten PKD…” – słyszymy ciągle. Nie są to jednak słowa przekonywujące dla tych, którzy wiele stracili na wskutek narzuconych przez państwo obostrzeń. Prawdopodobnie gdy skończy się pandemia (czy raczej jeśli się zakończy…), pojawi się fala pozwów o odszkodowania za nierówne traktowanie podmiotów gospodarczych. Szkoda tylko, że do tego czasu wiele uroczych kawiarni przejdzie już do historii, tak jak latające poduszkowce firmy Pontiac…
Czy naprawdę sytuacja jest tak poważna? Powie ktoś, że gdy tylko pandemia się skończy, kawiarnie odżyją i wszystko będzie po staremu. Problem polega na tym, że gastronomia, w tym kawiarnie, to taki rodzaj działalności, w którym każdy przestój oznacza nie tylko brak dochodu, ale też poważne straty. Stałe koszty, np. wynajęcia lokalu, świadczenia pracy, trzeba pokrywać niezależnie od sytuacji.
Zapewne kiedyś klienci wrócą do kawiarni, ale do tego czasu wiele lokali znajdzie się w takiej spirali zadłużenia, że po prostu nie będzie w stanie pokryć stałych kosztów i tych zaległych z czasów pandemii. Niestety gastronomia, zawsze uważana za pewny biznes, okazała się bardzo wrażliwa na nieprzewidziane sytuacje i pozbawiona ochrony.
Ostatecznie nawet wówczas, gdy wskutek pandemii część kawiarni przestanie istnieć, to pewnie z czasem powstaną nowe. Tylko czy ostatnie doświadczenia będą zachętą do prowadzenia działalności gospodarczej, którą i tak zamyka się jako pierwszą i otwiera jako ostatnią? Nadchodząca trzecia fala pandemii nie nastraja niestety optymistycznie do odpowiedzi na to pytanie.
Michał Włudarczyk
You must be logged in to post a comment.