Z Idą Nowakowską rozmawiają ks. Andrzej Chibowski i Bartosz Wieczorek
Od 2008 r. jest Pani prezenterką telewizyjną, jurorką programu „Dance Dance Dance”, jedną z prowadzących programy „Pytanie na śniadanie”, „Ameryka da się lubić” czy talent show „The Voice Kids”. Prowadziła Pani konkurs Eurowizji Junior w tym, jak również w ubiegłym roku. Jest Pani jedną z największych osobowości medialnych, prowadzących programy z ludźmi kultury i show biznesu. Nie jest to łatwa praca. Skąd Pani bierze aspiracje i siłę do niej?
Prowadzenie programów jest dla mnie ogromną przyjemnością. Bardzo przydała mi się w tym wieloletnia praca na scenie, bezpośrednie obcowanie z widzem na żywo, w teatrze. Występy na żywo wymagają zarówno ogromnej koncentracji, jak i spontaniczności, dlatego są bardzo trudne. Praca w TV fascynuje mnie i wkładam w nią całe moje serce. Zawsze słucham uważnie reżyserów, bo to oni przedstawiają mi swoje wizje, które muszę jak najlepiej przekazać dalej. Zawsze dużo się uczę i obserwuję najlepszych w danej dziedzinie. Szereg osób ma wpływ na to, co dzieje się na scenie. Musimy się zgrać, zaufać sobie. Musimy być odpowiedzialni i profesjonalni. Na to, jak wypadam na scenie, jak jestem ubrana, umalowana, oświetlona, jak brzmi mój głos, pracuje wielu ludzi. Oni wszyscy są wybitni i profesjonalni, i to motywuje mnie najbardziej.
W każdej chwili na wizji pamiętam również o naszych widzach, bo to w ich domach jesteśmy gośćmi. To przepiękne uczucie, kiedy czytam listy od fanów, bądź spotykam ich na ulicy. Mam także grupę ludzi wokół siebie, dawniej fanów, a dziś znajomych, którzy jeżdżą na koncerty, które prowadzę, i wspierają mnie na każdym kroku. Każdy z nich jest wspaniały i utalentowany – dzięki wspólnym pasjom zawarli piękne przyjaźnie. Jestem swoistego rodzaju klejem, który ich łączy. Taka grupa wsparcia i docenienie daje niezwykłą siłę, aby działać dalej, rozwijać się i nigdy się nie poddawać.
W tym roku obchodzę 20-lecie pracy na scenie! To ogromny zaszczyt i błogosławieństwo przez tyle lat robić to, co się kocha.
Jak Pani odpoczywa, jak znajduje czas dla siebie i najbliższych przy takiej liczbie zajęć?
Bardzo kocham swoją pracę i ludzi, z którymi pracuję. To, co robię, uskrzydla mnie, ale także mój mąż i moja Mama są dla mnie takim wsparciem i ostoją. Kocham tę moją mini rodzinkę. Wspólnie staramy się zachować pamięć tych, co odeszli. To nas wzmacnia i łączy. Dużo pracujemy, ale też jesteśmy na luzie, cieszymy się codziennością, byciem razem. To, co daje mi poczucie odpoczynku, to dobre słowo i uśmiech najbliższych przyjaciół, współpracowników i fanów. Dla ludzi sceny to oni są tym napędem, który daje siłę.
Wychowała się Pani w rodzinie artystycznej. Pani dom był na pewno pełen artystów, żarliwych dyskusji o sztuce. Jak to wpłynęło na Pani zainteresowania i wybór drogi życiowej?
Myślę, że dom bardzo mnie ukształtował, zwłaszcza duchowo. W moim domu najważniejszą rzeczą były rozmowy o sensie życia, sztuce, wartości rzeczy nadrzędnych, honorze, historii. Te wszystkie rozmowy dały mi taki kompas, który wskazuje mi drogę, którą powinnam iść. Doceniam to bardzo, ale też czuję się zobowiązana.
U mnie wszyscy przez całe życie uczyli się, byli twórczy, ale też bardzo mocno wspierali się i kochali. To była taka rodzina na śmierć i życie, bardzo idealistyczna, uduchowiona, a zarazem mądra. Tacy też byli przyjaciele rodziców. Nauczyli mnie chyba najważniejszej rzeczy – pasji, aby uczyć się, rozwijać siebie. Także tego, aby ludzie, którzy nas otaczają, ich problemy, smutki, zmagania, radości i upadki były dla nas inspiracją. Otrzymałam ogromne dziedzictwo, to zobowiązuje.
W jednym z wywiadów mówiła Pani, że chce się zająć promowaniem dorobku literackiego swojego taty. Co konkretnie Pani w tym zakresie planuje? Czy Mogłaby Pani odkryć rąbka tajemnicy?
Marzę o tym, aby postać mojego Taty i jego dorobek literacki był znany na całym świecie, i by ta miłość i pasja Taty do literatury była inspiracją dla młodych ludzi.
Moim marzeniem jest stworzenie takiego domu, gdzie znajdą się obrazy mego Wuja i książki Taty. Zachowanie pamięci o tym, o co walczyli, jakie były ich wartości, co ich inspirowało. Marzy mi się, że ten mój dom będzie inspiracją duchową i takim bodźcem do duchowego rozwoju i kreatywności. Takie centrum duchowego życia, „kościół międzyludzki” jak to mawiał mój Wuj. Gdzie znów, jak kiedyś, będzie spotykała się polska inteligencja i wzajemnie inspirowała. Taki wielopokoleniowy dom. Marzę też, aby wspólnie z moją Mamą – artystką zbudować kościół według jej projektu.
Czy twórczość Pani ojca wpłynęła na miłość i szacunek, jaką darzy Pani Warszawę? Jaki wpływ miał tata na zainteresowanie się przez Panią literaturą? Czy rodzice, ich profesja i zainteresowania, wpłynęły na Pani świat wartości?
Tata bardzo kochał Warszawę. Wędrując jej ulicami z Mamą i ze mną, jeszcze wtedy w wózeczku, wspominał miejsca, ludzi, których poznał. Był tak zachwycony i wszystko opowiadał z ogromną pasją. Mama powiedziała: „To takie fascynujące, Marek. Wiem, że pięknie byś to opisał”. Tak powstały Powidoki. Mama zawsze mówiła, że Tata jest nie tylko jednym z najważniejszych kronikarzy Warszawy, ale też czarodziejem słowa. Tatę fascynowała czysto literacka wirtuozeria pisarstwa. Czytał i pisał z nieustającą pasją. Wszystko robił z pasją. Tę pasję przekazał mnie. Często czytał mamie i mnie to, co napisał, notował też strzępki zdań na małych karteczkach i potem te myśli rozwijał.
W mojej rodzinie od pokoleń mężczyźni walczyli o wolność Polski, a kobiety ich w tym wspierały. Dziadek i Wujek polegli za wolność Polski. Dzięki Babci przetrwała pamięć o Nich. Mama nauczyła mnie miłości do Rodziny, zrozumienia tego, o co walczyli.
Mieczem Taty było pióro, a orężem Wuja – pędzel. Moją formą bohaterstwa jest walka z grzechem i pokusami, ze złem, które wkrada się w naszą codzienność. Walka o szacunek do siebie samej każdego dnia. O przeżycie życia w sposób najmądrzejszy.
Jaką wizję Polski wyniosła Pani z rodzinnego domu? Czy uważa Pani, że ważne jest znać historię swojej ojczyzny i być z niej dumnym? Czy polskość i nowoczesność da się łączyć? Jak rozumie Pani patriotyzm?
Moja Babcia zamiast bajek dla dzieci czytała mi Biblię do snu, oglądaliśmy też albumy malarstwa. Mój Wuj Jan Lebenstein nauczył moją Mamę, a ona mnie, że malarstwo, a właściwie każdy rodzaj sztuki, musi dotyczyć rzeczy nadrzędnych – inaczej jest bez wartości.
Znajomość historii i religia tworzą naszą europejską kulturę. Polska tych wartości broniła przez wieki. Jej tożsamość kulturową ukształtowała religia katolicka i powstania, które tych symboli i wartości broniły. To, co będzie najważniejsze w wychowaniu moich dzieci, to nauka Biblii, historii, kultury i tradycji katolickiej kształtującej polską kulturę.
Zrobiłyśmy z Mamą wystawę, która pokazywała, czym dla mnie jest Polska. A Polska to dla mnie groby poległych za jej wolność, to polskie symbole, takie jak krzyż, portrety trumienne moich przodków, różaniec, husarskie pióra i portret Matki Boskiej Częstochowskiej, której oblicza broniły pokolenia. Mimo tradycyjnej tematyki, była to bardzo nowoczesna wystawa. Patriotyzm rozumiem jako obronę kultury i wartości kraju, w którym żyjemy, kształtowanie siebie zgodnie z tymi wartościami. Aby te wartości rozumieć, ważna jest nauka religii, historii. Ważne jest zrozumienie, że nasza chrześcijańska, katolicka wiara jest religią miłości i szacunku do wszystkich, do ludzi innych religii i tych poszukujących wiary też. Prawdziwa ewangelizacja to dla mnie dawanie przykładu własną postawą.
Za chwilę będziemy przeżywać Święta Bożego Narodzenia. Nie sposób nie zapytać, jak wyglądały święta w Pani rodzinnym domu? Jak będą one wyglądały w czasie pandemii, która tak bardzo utrudnia kontakty międzyludzkie?
Kiedy byłam malutka, marzyłam o prezentach, które przynosił Św. Mikołaj, kiedy zapalała się pierwsza gwiazdka. Im jestem starsza, tym bardziej ważne jest dla mnie duchowe przeżycie tych świąt. Adwent i rekolekcje. Czas duchowych przygotowań.
W tym roku Święta spędzimy w Polsce, w małym, 3-osobowym gronie. W kościele w Los Angeles był zwyczaj wieszania karteczek z modlitwą i życzeniami. Mama wymyśliła, że będziemy wieszać takie karteczki z najlepszymi obrazami Świąt Bożego Narodzenia i oglądać albumy z malarstwem, zdjęcia. A na naszym stole jest taki żłobek ze światłem, symbolizujący narodziny Jezusa. Będziemy przywoływać rodzinne opowieści. Ale jak będę miała dzieci, to przyjdzie też do nich Św. Mikołaj i będzie duża choinka.
Bardzo ważne jest zrozumienie symboli towarzyszącym świętom. Kościół i wszystkie tradycje kościelne, kolory, to jest zdaniem mojej mamy, z wykształcenia artysty-plastyka, sztuka zawsze aktualna i największej wagi.
W wielu wywiadach nie kryje się Pani ze swoją wiarą. Kto ją Pani przekazał, kto miał największy wpływ na Pani odniesienie do Boga i do ludzi?
Babcia dała nam siłę wiary. W mojej rodzinie wiarę traktowało się bardzo poważnie. Biblia była jedną z najważniejszych ksiąg. Ale też w mojej rodzinie było przyzwolenie na poszukiwania, zmaganie się z wiarą, czas zwątpienia.
Tata i Mama robili wszystko, aby wychować mnie świadomie w religii katolickiej, bo jest to religia związana z polską kulturą. Byli w tym moim wychowaniu bardzo zgodni, bo do tej wiary świadomie dorastali. Chcieli mi dać ten mocny grunt. Bardzo jestem im za to wdzięczna. Takim bohaterem w naszym domu był Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Byłam też nauczona szacunku do każdej osoby poszukującej, szacunku do innych religii i w tym zawsze wskazywano mi Jana Pawła II. To, co uważam za najważniejsze, to fakt, że moje serce jest otwarte na piękno i wartość każdego człowieka.
Zaczęła Pani karierę już jako dziecko. W wieku 5 lat rozpoczęła Pani naukę tańca. Na deskach teatru stanęła pierwszy raz w wieku 10 lat. Kto Panią pokierował na ścieżki artystyczne?
Moi rodzice podążali za moimi marzeniami. Od dziecka uczyłam się gry na pianinie, śpiewu, aktorstwa i tańca. Kiedy mieszkałam w Ameryce, na jednej lekcji zauważyła mnie jedna z najwybitniejszych tancerek, również aktorka, Leslie Browne. Zaproponowała, że będzie uczyć mnie za darmo. Bardzo dużo jej zawdzięczam.
Spotkałam na swojej drodze wielu wspaniałych ludzi, nauczycieli, bardzo dużo uczyłam się. Nawet po lekcjach w szkole baletowej, gdzie obowiązkowo tańczyłam kilka godzin, uczyłam się śpiewu, aktorstwa, grałam w teatrze i skrupulatnie odrabiałam lekcje. Aby dostać się na wymarzone studia w Ameryce, musiałam zdać praktycznie 3 matury: jedną w języku polskim, a dwie w angielskim. Ale ja chyba po prostu lubię się uczyć.
W wieku 13 lat zagrała Pani główną rolę w filmie „Poza zasięgiem” ze Stevenem Seagelem. Jak wspomina Pani pracę z gwiazdorem? Czy nie chciała Pani kontynuować kariery filmowej?
U mnie zawsze wszystkim rządzi przypadek – tak przynajmniej wydaje mi się na początku. Później, patrząc na te wydarzenia z perspektywy czasu wiem, że taki właśnie był odgórny plan. Właśnie miałam jechać do Ameryki na warsztaty ABT, najwspanialszego baletu na świecie, gdzie otrzymałam stypendium – gdy zadzwonił telefon. Okazało się, że Steven Seagal zobaczył mnie gdzieś na kasecie i chce, żebym zagrała w jego filmie. Poszłam na rozmowę. Siedział z gitarą i śpiewał, a obok niego stała cała świta osób. Popatrzył na mnie i powiedział: „Czy wierzysz, że ja wszystko mogę?” – „Chyba tak” – odpowiedziałam. „To powiem Ci, że będziesz grała w moim filmie”. Ucieszyłam się, choć wiedziałam, że jest już wybrana jakaś dziewczynka z Anglii. Steven Seagal uparł się i zagrałam. Musiałam zrezygnować z wymarzonych warsztatów ABT. Zawsze byłam pomiędzy teatrem, filmem i TV. Ale też wszystko chciałam robić jak najlepiej i moim marzeniem było dostać się do najlepszej i też najtrudniejszej szkoły na świecie. Wtedy przyszła propozycja, abym zagrała główną rolę w serialu telewizyjnym „Tancerze”. Reżyser zaproponował mi każdą główną rolę do wyboru. Musiałam stanąć przed wyborem: studia czy film. Wybrałam studia, choć nie miałam pewności, czy zdam, bo było tam 300 osób na jedno miejsce.
Dostałam się na Wydział Teatru, Filmu i TV na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. Myślę, że ukończenie tej szkoły daje wachlarz możliwości spełniania się w różnych wymiarach filmu, telewizji i na scenie teatralnej. A przecież to wszystko przenika się wzajemnie. Ta szkoła nauczyła nas przede wszystkim, jak się uczyć i podejmować wyzwania; uczyła nas też warsztatu. Dlatego tak bardzo doceniam ten team, który tworzy każdy spektakl. To niezwykła praca wielu osób… i tym większa odpowiedzialność.
Ukończyła Pani Ogólnokształcącą Szkołę Baletową im. R. Turczynowicza w Warszawie. Potem została Pani aktorką i tancerką warszawskiego teatru Studio Buffo Janusza Józefowicza i występowała na jego deskach między innymi w tak znanych musicalach, jak „Metro” czy „Romeo i Julia”. Jak wspomina Pani te czasy?
Zarówno pracę w Teatrze Buffo, jak też w Teatrze Roma, uważam za niezwykłe doświadczenie. To, że tak wcześnie powierzono mi role, które wykonywali doświadczeni tancerze i aktorzy, bardzo mnie zmobilizowało i pogłębiło moją pasję.
Uczyłam się od mistrzów, a to wielki dar. Pamiętam, jak na moje 18-te urodziny Pan Dyrektor Teatru Roma na końcu przedstawienia wręczył mi kwiaty z okazji 10-tej rocznicy pracy w Teatrze Roma. Napisał, że pierwszy raz ma okazję wręczyć artystce o takim długim stażu, kwiaty z okazji pełnoletniości.
W 2014 roku ukończyła Pani kierunek aktorstwa na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, równolegle studiowała też na uczelnianym Wydziale Nauk Politycznych ze specjalizacją w relacjach międzynarodowych. O ile pierwszy kierunek jest zrozumiały, to o drugi warto zapytać. Czy myśli Pani o pracy w dyplomacji?
Ukończyłam studia na wydziale Nauk Politycznych przede wszystkim dlatego, aby lepiej rozumieć, co chcę przekazać. Chociaż warsztat miałam już opanowany, uważałam, że aby być twórczym, trzeba mieć coś do powiedzenia, do przekazania – a to ogromna odpowiedzialność.
W 2015 r. wyszła Pani za mąż za Amerykanina Jacka Herndona. Czy przed poznaniem Pani Jack wiedział, gdzie leży Polska? Co o niej wiedział, a co wie teraz?
Polska na moim uniwersytecie miała ogromną wartość, ciągle to podkreślano. Na lekcjach artystycznych, teatralnych, ale nie tylko. Znajomy profesor z wydziału prawa organizował seminaria z twórczości Josepha Conrada, na które przychodziły tłumy ludzi. Nasza historia jest fascynująca dla wielu ludzi w Ameryce.
Te negatywne opinie dotyczące Polski były specjalnie stworzone przez komunistyczną propagandę, aby osłabić więź Polski i Ameryki. Jack poznając mnie, poznawał też Polskę i coraz bardziej był nią zafascynowany. Teraz intensywnie uczy się polskiego, a historia Polski jest jego pasją. Czasami pyta mnie o detale, a te pytania z kolei mobilizują mnie do dalszego zgłębiania fascynującej historii naszego kraju.
Jak Pani spędza czas wolny, jeśli w ogóle się pojawi? Co Pani lubi czytać, jakiej muzyki Pani słucha? Czy w polskiej kulturze są dzieła i twórcy, którzy są dla Pani inspiracją?
Inspiracją w polskiej kulturze jest dla mnie mój wuj Jan Lebenstein i jego literacki krąg. To dzięki niemu poznałam Apokalipsę, Księgę Hioba, Psalmy i Księgę Rodzaju. Był przyjacielem poety Zbigniewa Herberta i ilustrował opowiadania Gustawa Herlinga– Grudzińskiego. Czytam też często książki Taty. Ostatnio „Raport o Stanie Wojennym” i jeszcze raz Rembecka i Mackiewicza, których dawał mi do czytania Tata.
Niezwykłą inspiracją są dla mnie kazania Jana Pawła II, jak również poezja Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, poezje Gajcego, ludzi Powstania Warszawskiego. Jest dla mnie ważna książka Janusza Krasińskiego, wstrząsająca powieść o jego losach i pobycie w Oświęcimiu, Dachau, Ravensbruck i 9-letnim pobycie w stalinowskim więzieniu.
Wiem, że to wszystko brzmi poważnie, ale taki był od zawsze mój świat – dorosły, poważny. Dlatego te wszystkie na pozór proste, rozrywkowe rzeczy, też są mi potrzebne, bo jest tam taka lekkość, uśmiech i beztroska. Takie odbicie się, odreagowanie. Wszyscy potrzebujemy w życiu momentów takiej totalnej głupawki… Myślę, że nasz świat jest bogaty, i jest czas na powagę i śmiech, ale ważne, aby ten ostatni był zawsze na jak najwyższym poziomie.
Taka jest też polska rozrywka – w tej dziedzinie podziwia nas cały świat. Nasze Koncerty Eurowizji Junior był ocenione przez międzynarodową komisję jako jedne z najlepszych w historii. W programach rozrywkowych również bardzo ważna jest misja; są one łatwo przyswajalne przez widza, stąd można szybko przekazać w nich ważne treści, takie jak miłość, życzliwość i przyjaźń. Ważne jest też to, że dzięki tym programom mobilizujemy młode osoby do rozwijania swoich talentów.
Jest Pani osobą publiczną i rozpoznawalną, dla wielu młodych dziewczyn jest Pani gwiazdą i punktem odniesienia. Wiele osób może myśleć, iż jest Pani dzieckiem szczęścia, nie wiedząc, jak konsekwentnie i mocno pracowała Pani nad swoim rozwojem. Co najbardziej pomogło Pani w karierze? Czy to była tylko żmudna praca i determinacja? Do wszystkiego musiała Pani przecież dojść swoim wysiłkiem. Jak to przekazać młodym osobom?
Myślę, że rozwijanie każdej pasji daje pozytywne rezultaty. Moja Mama mówiła, że wychowanie mnie było jej pasją. A to wychowanie polegało na zbudowaniu trwałych wartości, tego kompasu, który wyznaczył mi autorytety i drogę, jaką podążałam. Rodzice wierzyli we mnie, a to dawało mi chęć do pokonywania trudności. Nauczyli mnie, że ta trudniejsza, wymagająca większego wysiłku droga jest bardziej fascynująca.
Myślę, że najważniejsze jest odkrycie w życiu pasji. Dla moich rodziców, ludzi sztuki, tą pasją byłam ja – pozwolili mi rozwijać skrzydła. Kiedy ja będę miała dzieci, wówczas to one będą moją pasją i to ja będę podążała za ich marzeniami. Moim rodzicom zawdzięczam to, że wskazali mi drogę, którą mam iść, że wymagali ode najbardziej tego, abym nie popełniała grzechu, abym stawała się lepsza, żebym doceniała piękno, które dał nam Bóg i abym wierzyła w dobro ludzi. Moja Mama zawsze mówi, że uczenie się, kształtowanie siebie i całkowite zaufanie Bogu da nam największe szczęście, a ja im dłużej żyję, tym bardziej wiem, że ma rację.
Pani Ido, na koniec pragnąłbym w imieniu Redakcji gazety „Polska Po godzinach” złożyć na Pani ręce wielkie wyrazy uznania dla TVP (polskiej telewizji publicznej) za rozmach i profesjonalną organizację tegorocznego konkursu Eurowizji Junior 2020. W tych ekstremalnie trudnych warunkach udało się Wam wszystkim stworzyć przepiękne, radosne, stojące na najwyższym poziomie artystyczno-realizatorskim widowisko, mimo tego, że COVID-19 uniemożliwił zorganizowanie bezpośredniego spotkania śpiewających dzieci z całego naszego kontynentu.
Była Pani nie tylko jedną z trzech osób profesjonalnie prowadzących to europejskie prestiżowe wydarzenie, mówiącą perfekcyjnie po angielsku. Zapamiętałem również Pani komentarz doskonale podtrzymujący dramaturgię głosowania na najlepszą piosenkę dziecięcą oraz piękny artystyczny taniec podczas gościnnego występu utalentowanej polskiej artystki Alicji Szemplińskiej.
Życząc dalszych sukcesów, dziękujemy Pani za rozmowę.
You must be logged in to post a comment.