To będą pierwsze takie święta Bożego Narodzenia, które spędzimy w małym gronie rodzinnym, składając sobie życzenia przez telefon. To prawdziwa rewolucja w przeżywaniu Świąt. Przecież dotąd oznaczały one spotkania z najbliższymi, których nie widzimy przez cały rok.
Sytuacja pandemii koronawirusa ma jednak wiele plusów, które warto sobie uzmysłowić. Covid może być okazją do przemyślenia na nowo, czym są święta Bożego Narodzenia. Do tych przemyśleń i zmian jesteśmy niejako zmuszeni przez reżim sanitarny, ale nawet takie przymusowe „rekolekcje” mogą przynieść wiele dobrego.
Odpocząć od zakupów
Po pierwsze, mamy dużo więcej czasu. Od lat nadchodzące święta były czasem szaleństwa zakupów, biegania po sklepach, stania w kolejkach, łowienia okazji. Byliśmy zaprzęgnięci w logikę konsumpcji. Przemysł od dawna zmienił święta Bożego Narodzenia w komercyjny festiwal zakupów. To czas wyjątkowych emocji i bliskich kontaktów między ludźmi chcącymi obdarować się czymś cennym. Dotąd po te cenne rzeczy szliśmy do galerii handlowej. Teraz możemy zamówić je online. Jednak znacznie lepiej by było, jeśli pomyślelibyśmy, jak te prezenty wydobyć z naszego wnętrza: jak szczerze z kimś porozmawiać, odnowić z kimś dawno utracony kontakt.
Odkryć rodzinę
Po drugie, święta spędzimy w wąskim gronie rodziny. To pozwoli nam dostrzec przy wigilijnym stole wyjątkową małą społeczność, w której darzymy się bezinteresowną miłością i oddaniem. Mamy zatem szansę przeżyć te święta jako powrót do źródłowych wartości rodzinnych. To okazja, by zastanowić się nad swoimi relacjami. Przemyśleć, co to znaczy być matką, ojcem, synem, bratem.
Przeanalizować, co nas łączy, poza wzajemnym mieszkaniem i wspólnym jedzeniem. Spojrzeć na swoją rodzinną wspólnotę jako na … niemal „świętą” rodzinę. Każda jest bowiem wyjątkowa i niepowtarzalna, każda dla swoich członków pełni niezastąpioną rolę.
Docenić ludzi
Po trzecie, pandemia dobitnie uzmysłowiła nam, że jesteśmy zależni od innych, że potrzebujemy ich do właściwego funkcjonowania. Potrzebujemy rozmów z sąsiadami, kolegów i koleżanek z pracy, tłoku w komunikacji miejskiej, tłumu w sali teatralnej czy ścisku na koncercie pod chmurką. Okazuje się, iż jesteśmy istotami społecznymi, które mimo najlepszego telewizora i łącza internetowego w domu, potrzebują ze sobą przebywać, rozmawiać, plotkować, działać. Może święta to dobry czas, by zadzwonić do dawno niewidzianej przyjaciółki, złożyć życzenia sąsiadowi, a może nawet napisać do kogoś list?
Odnaleźć ducha
I po czwarte, dla osób religijnych święta bez wizyty w kościele czy udziału w Pasterce staną się być może okazją do wewnętrznego ich przeżycia, do przyjęcia Jezusa do swojego serca. To będzie trudne, ale pandemia w pewien sposób pokazuje nam, iż najważniejsze dzieje się w naszym wnętrzu, że tam możemy przeżywać święta bez żadnych ograniczeń, w ciszy i skupieniu.
Takie doświadczenie może mieć bardzo pozytywne skutki dla przeżywania kolejnych świąt, pokazując, iż fundamentem dla nich jest nasza wewnętrzna postawa, skupienie na tajemnicy narodzenia Boga.
Święta w domu – nowa jakość
Święta w covidzie nie są końcem świata. Mamy przecież perspektywę powrotu do normalności, choć może to potrwać bardzo długo – prawdopodobnie aż do wynalezienia szczepionki na wirusa. Naukowcy jednak przestrzegają przed kolejnymi chorobami odzwierzęcymi, które mogą na nas „przeskoczyć”. To rodzi smutną perspektywę, w której bliski kontakt, dotyk, uścisk dłoni czy wpadnięcie sobie w ramiona będą praktycznie niemożliwe. Zapewne już na zawsze zostaną z nami przegrody z szyby czy plastiku, dezynfekcja rąk czy nawet maseczki, których noszenie jest w krajach azjatyckich standardem, szczególnie w miejscach pełnych ludzi. Taka ostrożność będzie już normalną profilaktyką.
Tendencje te wpłyną więc ogólnie na przeżywanie świąt, nie tylko tych najbliższych, ale i wielkanocnych. Święta w covidzie oznaczają więc nową jakość, wymuszoną przez sytuację. Będziemy zmuszeni do odejścia od zbiorowego, masowego przeżywania wydarzeń religijnych na rzecz ich wewnętrznego przeżywania, samotnie lub w wąskim gronie. Myślę, że będzie to miało długofalowo dobre skutki. Zbyt dużo bowiem w naszym polskim przeżywaniu religijności kładliśmy nacisk na rytuał i masowość, a za mało na skupienie i wewnętrzne doświadczenie.
Ciężar przeżywania świąt i odpowiedzialności za ich odpowiednie przygotowanie spadnie więc z instytucji na jednostki. Szczególnie na rodziców, którzy będą musieli swoim dzieciom wytłumaczyć ich znaczenie i symbolikę, poprowadzić modlitwę. Może nawet zorganizują oni na stałe, jak to było kiedyś w wielu domach, „kącik” do modlitwy, który będzie zachęcał członków rodziny do stałej pamięci o wierze. Nadal istotna pozostanie wizyta w kościele, udział w sakramentach, ale wiara i religia przesuną się trochę w stronę zacisza domowego. Tutaj przecież zawsze, bez obaw o zarażenie, możemy pomodlić się, poczytać Pismo Święte czy książki z zakresu duchowości.
Bartosz Wieczorek