Książka Sylwii Winnik pt. „Dzieci z Pawiaka” to zbiór wspomnień osób, które spędziły dzieciństwo w murach tego straszliwego więzienia. Autorka dotarła do niepublikowanych dotąd opowieści i osobistych zdjęć bohaterów tamtych wydarzeń. 30 lipca przypadała 76. rozpoczęcia likwidacji Pawiaka. Premiera książki odbędzie się 12 sierpnia 2020 r. Z Sylwią Winnik rozmawia Bartosz Wieczorek.
Ocaliła Pani od zapomnienia historie dzieci z Pawiaka. Pani książka przywraca im głos i daje możliwość wypowiedzi na temat tamtych strasznych czasów. Jaki cel przyświecał Pani przy zbieraniu materiałów do książki? Czy miała Pani wcześniej dużą wiedzę o Pawiaku?
Każda książka uczy mnie na nowo historii. I skłania do refleksji. Po napisaniu tego reportażu, zdecydowanie wzrosła moja świadomość na temat Pawiaka. Dzięki rozmowom z naocznymi świadkami rozgrywającego się tam dramatu, dowiedziałam się znacznie więcej, niż z literatury czy artykułów. I to przeniosłam dla Czytelników na papier. Nie da się jednak ukryć, że wiele ważnych książek o Pawiaku powstało zaraz po wojnie, w formie spisanych wspomnień byłych więźniów. I te książki były mi pomocne w zrozumieniu wielu aspektów funkcjonowania więzienia na Pawiaku. Moim celem było natomiast ocalenie od zapomnienia kilku kolejnych wspomnień i przypomnienie nam wszystkim o tym, o czym na co dzień często zapominamy. Nazywam to „oczywistościami”, które czynią nasz świat bardziej ludzkim. A są to szacunek, odwaga, oddanie czy poświęcenie. Pośród wszystkich dat, nazwisk, emocji zawartych w książce, jest tam właśnie skryty przekaz upominający nas o wzajemne dbanie o siebie.
Wiele wspomnień jest wstrząsających; dowiadujemy się o kolejnych, niemożliwych do zrozumienia bestialstwach gestapowców. Mimo to we wspomnieniach nie ma nienawiści, chęci zemsty, rozpaczy. To raczej zapis heroizmu dzieci rzuconych do piekła na ziemi. Skąd Pani zdaniem czerpały one siłę? Co dawało im nadzieję?
Każdy miał inny powód, by przeżyć. Każdego motywowało coś innego lub ktoś inny. Matka pani Anny Czubatki z domu Tartanus dowiedziała się, że jest w ciąży. Urodziła na Pawiaku, pragnęła więc żyć dla dziecka i dać dziecku wolność. Pani Janina Kowalska, jako nastolatka więziona na Pawiaku, za innych oddałaby życie, i choć sama pogodziła się z tym, że może zginąć na jednym z przesłuchań, pragnęła wolności dla swojej rodziny. To wolność i marzenie o niej pozwoliły jej przetrwać. Pan Marek Dunin-Wąsowicz chciał sprawiedliwości, wolności dla wszystkich, i to dodawało mu, jako nastolatkowi więzionemu na Pawiaku, siły. Poza tym uważam, że ówcześni ludzie mieli ogromne poczucie wzajemnej odpowiedzialności. To czyniło ich heroicznymi.
Dech odbiera opowieść o trzech kobietach, w tym dziecku, które z obawy przed torturami, aby nie wydać innych, odebrały sobie życie. Nie ma słów, by skomentować tę historię. Dlatego zapytam, czy znane są jakieś zapiski czy wspomnienia gestapowców z Pawiaka?
Żadne z takich nie zachowały się na Pawiaku. Jeśli były, to możliwe, że zostały zniszczone przez gestapo w celu usunięcia dowodów zbrodni.
We wszystkich wspomnieniach przewija się wątek wspaniałych lekarzy i personelu medycznego Pawiaka, który leczył i pomagał więźniom, często ratując ich przed rozstrzelaniem. Aż prosi się o szczegółowy opis tego fragmentu historii…
Lekarze pawiaccy odegrali na Pawiaku ważną rolę. Oprócz tego, że leczyli, ratowali też więźniom życie, przy niewielkich możliwościach (bo brakowało leków i sprzętów medycznych), działali w doskonale rozwiniętej siatce konspiracyjnej. Przekazywali grypsy, leczyli tych, których gestapo zakazało leczyć. Inicjowali sytuacje, dzięki którym przeżył ktoś, kto skazany był na śmierć. Byli więźniowie Pawiaka jednogłośnie wspominają ich działanie jako nieocenione i heroiczne.
Nie jesteśmy w stanie uzmysłowić sobie rozpaczy kobiet, które dostawały się na Pawiak będąc w ciąży i z każdym dniem drżały o swoje dziecko. Potem następował poród i codzienna troska o dziecko przy braku jakichkolwiek środków i pomocy potrzebnej noworodkowi. Nie ma chyba bardziej dramatycznej sytuacji… Jedno ze wspomnień zawiera taką metaforę Pawiaka: „Wydaje mi się, że Pawiak podobny jest do lejka przy maszynie do mielenia mięsa. W krater tego lejka gestapowcy wrzucają coraz to nowe ofiary, a po przejściu przez tę maszynę wychodzi bezkształtna masa, którą (…) palą na stosach”. Jak w ogóle mogły przeżyć tam matki z dziećmi?
Był to dramat przeżywany na nowo każdego dnia i potęgowany strachem – „czy to już, czy tego dnia nas zabiją?” Więźniowie, również kobiety z dziećmi, przebywały na Pawiaku w niepewności o kolejny dzień. Dużą pomocą był jednak Patronat, Towarzystwo Opieki nad Więźniami. To oni dbali, na tyle, na ile się dało, o bezpieczeństwo więźniów, szczególnie matek z dziećmi. Na 2. piętrze Pawiaka dzięki Patronatowi stworzono celę „żłobka”, i starano się utrzymać matki z dziećmi razem. Odesłanie dziecka na wolność do rodziny najczęściej skutkowało rozstrzelaniem matki lub wysłaniem jej do obozów koncentracyjnych. Ważne zatem było, aby nie rozdzielać kobiet i dzieci. Duże wsparcie dawały sobie wzajemnie kobiety. Jeśli trzeba było, jedna karmiąca piersią karmiła więcej niż jedno dziecko. Patronat dbał też o to, by do więźniów docierały paczki z zewnątrz. W całym bestialstwie Pawiaka, za więźniami stała, działająca potajemnie, rzesza odważnych ludzi.
Pawiak naznaczył dzieci na zawsze. Pozostały koszmarne wspomnienia, traumy, trudności w życiu osobistym. Pojawia się często tęsknota za ojcem. To porażające świadectwo antywojenne…
Niestety wojna kreowana rękami oprawców zabijała rodziny, odbierała wolność, dzieciństwo, domy. Pozostawała w ludziach tęsknota, która nie minęła z upływem lat. Dlatego też piszę takie, a nie inne książki. Byśmy wyciągali wnioski, bo nienawiści w dziejach świata było już dość. Pani Lilii Jagodzińska-Haman, jedna z bohaterek mojej książki, pięknie to podsumowała mówiąc do mnie: patrzmy na świat i ludzi z uważnością i miłością.
Jakie uczucia towarzyszyły Pani przy pracy nad książką? Czy opis tak wielu nieszczęść i takiego rozmiaru zła nie przygniótł Pani?
Nie da się nie odczuwać tych emocji pisząc, jednak, w moim przypadku, zawsze przyświeca mi ważny, większy od moich lęków, cel. Ocalić od zapomnienia to, co ważne, co jest do zapamiętania. Bardzo pomocne przy pisaniu tego rodzaju książek są relacje z moimi rozmówcami. Poznając ich historie, zderzam się ze smutkiem, ale też nadzieją. To pozwala mi spojrzeć na wspomnienia z różnej perspektywy i pokonać własne rozterki.
Dziękuję za rozmowę.
You must be logged in to post a comment.