Wszyscy ekonomiści na świecie powtarzali – „za zakrętem mamy kryzys”. Mówili tak od kilku lat. Ale z ostatniego kryzysu 2007-2008 dużo się nauczyliśmy.
Wiemy, żeby przesadnie się nie zadłużać, jak już bierzemy kredyty to w walucie, w której zarabiamy. Niepokojące były ciągłe wzrosty, przegrzana gospodarka, inflacja. No i te cholerne start-upy – nie zarabiają, a ich wyceny są kompletnie z kosmosu. Nie ma jednej definicji start-upu, ale pewnie można uogólnić, że jest to przedsiębiorstwo lub organizacja tymczasowa, a jej celem jest pozyskanie jak największej części światowego rynku na swój produkt w jak najszybszym czasie, jednocześnie pracując w dużych ryzach kosztowych. Aby zrealizować swoją ideę start-upy pozyskują finansowanie z agresywny i ryzykownych funduszy zwanych VC.
W tym biznesie mało firm zdobywa szczyt, a wspina się bardzo dużo. Różnie się mówi o procentowym sukcesie inwestycji, ale raczej jest to od jednego do kilku procent udanych inwestycji. Tyle, że jeden sukces może zasypać wszystkie niepowodzenia funduszy i wynagrodzić zyskiem nieudane transakcje. Parcie do budowania dużych i cennych start-upów jest tak olbrzymie na całym świecie, że wyceny start-upów powędrowały bardzo wysoko. Wiele z nich osiągnęło kwoty znacznie ponad miliard dolarów. To „klub” najbardziej ekskluzywnych firm zwanych jednorożcami.
Cenne jednorożce
Według firmy analitycznej Tech-crunch jest ich na świecie 584. Te najbardziej znane to We work, Airbnb, Space-X, Epic Games, Uber, Wish, DJI, Reddit czy Buzzfeed. W sumie inwestorzy zainwestowali w nie ponad 435 miliardów dolarów, a według wycen są warte ponad 2 kwintyliony dolarów. Kwintylion to liczba o wartości: 1 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 = 10 do potęgi 30, czyli jedynka i 30 zer w zapisie dziesiętnym.
Budżet Stanów Zjednoczonych na rok 2020 to 4,7 biliona dolarów czyli liczba o wartości: 1 000 000 000 000 = 10 do potęgi 12 (czyli 1000 miliardów).
I teraz pomyślmy, że zaczynają one jeden po drugim bankrutować – to spowodowałoby panikę inwestorów, zwolnienia ludzi, bezrobocie, zmniejszenie zaufania do rynku. Ten proces został nawet nazwany – „unicorn buble”, czyli bańka jednorożców. Na rynku od 2-3 lat mówiło się, że gospodarka nie może ciągle rosnąć, co jakiś czas musi pojawić się korekta. Wyceny startu-pów są nie do przyjęcia, a schemat działania inwestorów porównywany był do schematu Ponziego – w Polsce zwanego piramidą finansową. Na czym polega? Że kolejni inwestorzy wchodzą do firmy, która nie generuje zysków z coraz większymi pieniędzmi. Start-up wydaje te pieniądze na produkt, ludzi, wizerunek. Wtedy mówimy o „przepalaniu pieniędzy” i powstał nawet wskaźnik zwany „burn rate”, żeby określić z jaką prędkością firmy wydają pieniądze. I tak sobie czekaliśmy na ten kryzys, który jest już tuż tuż. A to nie jedyny kierunek, z którego mógł kryzys przyjść. Wyścig gospodarczy między Stanami Zjednoczonymi a Chinami i dominacja tych drugich w światowej produkcji. Automatyzacja i robotyzacja miejsc pracy i rosnące przez to bezrobocie. Wreszcie ekologia, globalne ocieplenie i zanieczyszczenie powietrza.
Czy przetrwają barberzy?
Ale nikt nie przypuszczał, że cała światowa gospodarka stanie przez coś co ma średnicę, która wynosi od 60 do 140 nanometrów, kształt zbliżony do kulistego, a nazwę swoją zawdzięcza otoczce białkowej z wypustkami, która kształtem przypomina koronę. Koronawirus – to słowo zna każdy z nas. To przez niego nie wychodzimy z domu, nie możemy robić zakupów w centrach handlowych, a nasze dzieci nie chodzą do szkół. Wirus, który codziennie zaraża dziesiątki tysięcy ludzi i zabija tysiące. Ale co najważniejsze zabija naszą gospodarkę, z resztą nie tylko naszą – globalną. Nasz świat nie będzie już wyglądał tak samo. Nasi pracodawcy będą zachowywali się inaczej – oczywiście ci, którzy przetrwają. Praca zdalna stanie się czymś absolutnie normalnym, a nie metodą pracy zarezerwowaną dla ludzi z pokolenia milenialsów lub „zet”. Wideokonferencje to dzisiaj absolutny standard i tak już zostanie. Passe staną się również płatności gotówkowe, ba być może nawet inne niż zbliżeniowe. Z niepokojem patrzę na szybko rozwijający się rynek „sharingowy” – samochody, hulajnogi, rowery – czy ktoś po wirusie będzie chciał wypożyczać pojazd po kimś? No chyba, że pojawi się szczepionka. Jestem wielkim fanem komunikacji miejskiej – to miejsce, w którym czytałem książki, słuchałem muzyki. Taka całkowicie moja sfera. Szczególnie zaprzyjaźniłem się z autobusem 116. Ale nie wiem, kiedy wsiądę znowu do komunikacji. Teraz jeżdżę do pracy samochodem, chociaż jeszcze 3-4 miesiące temu uważałem to za niedorzeczne.
Mam nadzieję, że do zakończenia kryzysu nie zbankrutują wszystkie bary, restauracje, fryzjerzy, spa i barberzy. Bo kiedy wyjdziemy z domów będziemy spragnieni tych usług.
Zapewne nieznane są zmiany psychiczne, które spowoduje wirus – niektórzy mówią o rozwodach, inni o odbudowaniu rodzinnych więzi. A jak ludzie będą patrzyli na inwestycje, branie kredytów, zaufanie do rynku, państwa, banków, pracodawców? Jak wpłynie na nas praca tylko przy komputerze? Już teraz dzieci mają problem, że jedynych znajomych mają na Messengerze, Whatsappie i Tik-Toku.
Ale może rewolucja uruchomi też solidarność, empatię, chęć pomagania? Może jednak bliżej nam do homo sapiens niż do bezwzględnych zwierząt, które chcą przetrwać za każdą cenę i niekoniecznie w stadzie.
Bartosz Sokoliński
Dyrektor Biura Rozwoju i Innowacji w Agencji Rozwoju Przemysłu
You must be logged in to post a comment.