Na początku zajmowanie się sobą jest trochę nienaturalne. Zwłaszcza jeśli wcześniej traktowałeś się jak największego wroga.

Jesteśmy wszyscy szalenie kulturalnymi ludźmi. Brudy pierzemy w domu. A tradycje czerpiemy ze średniowiecza – biczujemy się.
Oczywiście nie dosłownie. Czasy zrobiły się bardziej wyrafinowane, więc wymagają subtelniejszych metod. Nie sięgamy po brzozowe rózgi, tylko po ostre myśli i słowa. Przecież kaleczą głębiej. Rany goją się dłużej. Człowiek człowiekowi wilkiem. Używamy tego przysłowia, gdy ktoś popchnie starszą panią albo powie przy wszystkich „wziąść”. Ale czy najgorszymi wilkami nie jesteśmy dla samych siebie?
Sztuka pochylenia się nad sobą
Angielski to idealny język do opisywania rzeczy związanych z ludzką psychiką. Na przykład jest w nim piękny termin self-compassion. Brzmi znacznie lepiej niż polskie “współczucie dla samego siebie”.
Mamy ograniczoną tolerancję na współczucie. Owszem, jest wskazane, kiedy drugiej osobie przytrafi się coś złego. Opór pojawia się, gdy współczucie przydałoby się okazać samemu sobie. Wtedy od razu jest degradowane do litości czy rozczulania się nad sobą. Self-compassion jest daleko do takich zjawisk.
W takim razie czym jest? Meritum self-compassion możemy zawrzeć w jednym prostym zdaniu. To traktowanie samego siebie jak przyjaciela. Takiego, który powie stop, gdy nadmiernie się karcisz, ale też ustawi do pionu, gdy zrobią się z Ciebie ciepłe kluchy. Często najgorsi krytycy, jakich spotykamy, są w nas samych. Surowiej oceniamy własne błędy niż potknięcia innych osób.
Self-compassion to praktyki pokazujące, że wszyscy jesteśmy równoprawnymi istotami. Kiedy przestaniemy zalewać się falą krytyki może się nam udać dostrzec, że stworzenie, na które patrzymy w lustrze, to też człowiek. Zasługuje na szacunek. Ma prawo popełnić błędy. A jeśli tylko się nim zaopiekujemy, może nas pozytywnie zaskoczyć. No właśnie…
Jak opiekować się samym sobą?
Mała uwaga: self-compassion jest do wyćwiczenia, ale… wymaga czasu i cierpliwości. Dlatego oszałamiające efekty możesz zobaczyć w dalszej perspektywie. Na początku zajmowanie się sobą jest trochę nienaturalne. Zwłaszcza jeśli wcześniej traktowałeś się jak największego wroga. Możesz czuć dyskomfort naturalny dla wyrabiania w sobie nowego nawyku. Pamiętaj, że to wszystko jest przejściowe. Nie zrażaj się porażkami, bo nic nie tracisz, a możesz zyskać wiele.
Poniżej opiszę cztery praktyki, które można zastosować z marszu. Ale zanim spróbujesz wdrożyć wszystko na raz, uspokój się. Szanse na widoczne efekty są większe, jeśli wprowadzisz poniższe metody stopniowo.
Ty = przyjaciel
Kiedy ważna rozmowa poszła fatalnie, albo odkryjesz, że przez pół dnia uśmiechasz się szeroko ze szpinakiem między zębami, po pierwsze weź głęboki wdech. I jeszcze jeden. I ze dwa więcej, tak dla pewności. Krok drugi: zadaj sobie pytanie: Jak potraktowałbym przyjaciela w takiej sytuacji? Czy dostałby ode mnie odę o własnej beznadziejności? Szczerze w to wątpię. Spróbuj użyć wobec siebie takiego tonu i słów, jakimi pomógłbyś bliskiej osobie.
Choć możesz temu zaprzeczać, jesteś najważniejszą osobą w Twoim życiu. I tylko Ty decydujesz jak będzie wyglądać relacja Ciebie z Tobą. Może okazać się, że odrobina wyrozumiałości pomoże Ci szybciej pozbierać się po porażce.
Dziennik
Nie jesteśmy swoimi myślami. To, co wydarza się w naszej głowie często nie ma żadnego przełożenia na rzeczywistość.
Niestety, granica łatwo się zaciera kiedy jesteśmy z własnymi myślami bardzo blisko przez 24/7. Spisywanie zawartości mózgownicy ma wysoce terapeutyczny wpływ. Niekoniecznie codziennie. Opróżnianie głowy od czasu do czasu jest lepsze niż bierność. Pozwala nabrać wystarczająco dystansu, żeby spojrzeć na swoje demony z większą dozą obiektywizmu.
Medytacja
To temat rzeka, jest mnóstwo wartościowych źródeł o medytacji, a Ty nie masz całego dnia, więc opowiem Ci o najważniejszych rzeczach. Medytacja uczy, jak oczyścić umysł, gdy włącza się wewnętrzny krytyk. To cenny oręż, nie lekceważ go.
Zacznij jak najprościej. Na przykład od pięciominutowej sesji dwa razy w tygodniu. Internet oferuje setki godzin nagrań medytacji, przez które prowadzi Cię lektor o kojącym głosie. Potem, gdy już wyrobisz w sobie nawyk medytowania, możesz zwiększać częstotliwość. I przedłużać sesje. Nie lubisz medytować w bezruchu? Mam dobrą wiadomość. Ścieranie kurzy w uważności też może być medytacją. Jazda na rowerze. Malowanie obrazu.
Akceptacja
Pisanie tego tekstu idzie mi jak krew z nosa. Jestem rozczarowana, bo nie potrafię zgromadzić tu moich przemyśleń o self-compassion, które już całkiem nieźle zgłębiłam. Nie czuję się z tym dobrze, ale też nie wściekam się na siebie. Po prostu to akceptuję.
Nieraz zaliczysz błędy. Pamiętaj, bezbłędni są tylko Ci, co nic nie robią. Jeśli coś idzie nie po twojej myśli to znaczy, że walczysz żeby nie spędzić całego życia na kanapie.
Na marginesie, podobno najlepsze rzeczy rodzą się w bólach. Oby ta reguła się sprawdziła w tym tekście…
Magdalena Owsiany
You must be logged in to post a comment.