Piekarska historia rodziny rozpoczęła się w 1918 roku. Przekaz rodzinny głosi, że wówczas Władysław Putka otworzył piekarnię w Okuniewie. Na trwałe piekarnia wpisała się nie tylko w krajobraz Wesołej, ale całej Warszawy. Piekarnie i cukiernie z logo Putka to dzisiaj 134 sklepów firmowych i 29 patronackich.

Najstarsze informacje o rodzinie sięgają lat 40. XIX wieku. Wówczas w Niegowie, w powiecie zabrodzkim, urodził się Bonifacy Putka – ojciec Władysława. Był synem Franciszka i Jadwigi z Kamińskich. Zdobywszy zawód kowala, ożenił się w 1861 roku z Katarzyną Jośko, pochodzącą z Cegielni, z parafii Radzymińskiej. Franciszek niestety nie dożył ślubu syna, Jadwiga natomiast zamieszkała z młodymi małżonkami. Początkowo rodzina mieszkała w Leśniakowiźnie, niewielkiej mazowieckiej wsi; po kilku latach przenieśli się do pobliskiego Ossowa. Małżeństwo doczekało się jedenaściorga dzieci. W aktach urodzenia dzieci Bonifacy wspominany jest jako kolonista i kupiec. Kolonista, gdyż rodzina jego przybyła z innych stron, nie do końca zresztą jasne, z których. Wiadomo natomiast, że jako kupiec miał w Ossowie korzystne warunki, miejscowość leżała bowiem przy drodze, która przed powstaniem kolei była najważniejszym szlakiem handlowym łączącym Królestwo Kongresowe z Rosją.
Gdy w 1895 roku jeden z jego synów – Władysław, urodzony w 1867 roku – żenił się z osiemnastoletnią Anną Kosińską, w akcie małżeńskim opisany został jako dwudziestosiedmioletni młodzieniec, mieszkający przy ojcu kowalu. Około 1900 roku małżonkowie przeprowadzili się do Okuniewa, z którego pochodziła Anna.
Władysław do Okuniewa przybył razem z p. Brzozowskim. Mówili o nich Krzyżak (Brzozowski) i Prusak (Władysław, ponieważ pochodził ze Śląska). Brzozowski potem miał masarnię, a Putka piekarnię – wspomina Piotr Putka, prawnuk Władysława.
W kolejnych aktach urodzeń licznej gromadki dzieci, a przyszło ich na świat w tym małżeństwie dziesięcioro, Władysław przedstawiany był początkowo jako kowal, później właściciel sklepu, w 1908 roku już jako posiadacz ziemi, a w 1909 jako posiadacz domu. Chodzi najprawdopodobniej o dom przy ul. Zduńskiej 2. Władysław musiał być dosyć majętny, skoro w tych latał postawił murowany dom piętrowy z czerwonej cegły. Początkowo piekarni tam nie było. Piekarnia powstała w 1918 r. Częściowe potwierdzenie tego znajduje się w książce Andrzeja Tomaszewskiego „Cechówka, Miłosna, Sulejówek” wydanej w 2002 roku. Autor, mający zresztą za sobą wieloletnią pracę piekarza, pisze, że w międzywojniu w Okuniewie piekarnie mieli A. Putka i M. Edelman. Mowa zapewne o Antonim, drugim dziecku, ale pierwszym synu Władysława. Być może piekarnia należała wcześniej do ojca, ale sądząc z tego zapisu należy przypuszczać, że w tym czasie prowadził ją już syn. Urodzony w 1897 roku, w 1918 miał 21 lat, był więc już dorosły. Moja mama Anna, córka Władysława Putki, przyszła na świat w 1911 roku i często powtarzała, że urodziła się w piekarni – wspominał Jan Marek Kochanowski, mający dziś siedemdziesiąt trzy lata. – Nie jestem pewien czy należy rozumieć to dosłownie, czy może raczej, że jej dzieciństwo przebiegało w piekarni. Jeśli dosłownie, to należałoby przyjąć, że piekarnia powstała co najmniej w 1911 roku. Tego jednak nie mogę już dziś być pewny. W każdym razie w jej wspomnieniach piekarnia odgrywała kluczową rolę. „U nas w piekarni” – od tej frazy zaczynało się wiele opowieści – dodawał.
Mama oficjalnie miała na imię Anna, ale wszyscy mówili na nią Natalia – uzupełnia Małgorzata Komorowska, młodsza siostra Jana Marka Kochańskiego. – Mama często wspominała swoją pracę w sklepie przy piekarni. Pamiętam, jak mówiła, że jako mała dziewczynka stojąc za ladą, kątem oka pilnowała swojego młodszego kilkuletniego brata, Jana Putkę.
Z kolei Alicja Piotrowska, córka Aleksandra, dodaje: Pytam wszystkich, czy wiedzą, dlaczego Władysław zajął się akurat piekarstwem i nikt dokładnie tego nie wie, ale większość twierdzi, że był bardzo przedsiębiorczy i obrotny i widać była taka potrzeba w okolicy, więc się tym zajął (to słowa Alicji Piotrowskiej, córki Aleksandra).
W domu na dole w jednej części był piec i piekarnia, a w drugiej mieszkanie. Na górze Władysław wynajmował pokoje Żydom – mówi Piotr Putka, wnuk Aleksandra. Piec był na dwa wsady opalany drewnem. Był też garownik (wózek z deskami). Budynek stoi do dziś, ale piec jest niestety zapadnięty.
Antonii Putka, jak tylko się ożenił, to wyprowadził się na gospodarkę i w piekarni już wtedy nie pracował. Piekarnię w Okuniewie z ojcem prowadził wówczas Aleksander i Piotr.
Przy piekarni (dzisiejsza niższa murowana część po prawej stronie) był drewniak, a w nim sklep z pieczywem. Rodzina Putków nie rozwoziła pieczywa do innych sklepów. Byli za to odbiorcy, którzy raz lub dwa razy w tygodniu przyjeżdżali do piekarni wozami po chleb i wozili go do Zabrańca, Michałowa i dalej.
Kolejna wzmianka dotycząca sklepu spożywczego Putków pochodzi z „Księgi Adresowej Polski dla handlu, przemysłu, rzemiosł i rolnictwa” z 1928 roku. Pod nazwą miejscowości:
„Okuniew”, w dziale: „Spożywcze artykuły” widnieje nazwisko P. Putka. Chodzi o Piotra Putkę, czyli szóste dziecko Władysława i Anny, urodzone w Okuniewie w 1905 roku. Można więc przypuszczać, że Putkowie mieli w Okuniewie zarówno piekarnię, jak i sklep spożywczy.
Dokumentów z tego okresu zachowało się niestety niewiele. W czasie II wojny światowej żołnierze AK w nocy wozem konnym wywieźli z Okuniewa księgi, akta i skoroszyty do lasu i tam je zakopali, a miejsce zamaskowali. Akcja miała na celu utrudnienie Niemcom administrowania, czyli zbierania podatków, kontyngentów i tego rodzaju prac. Jest to informacja z książki Irminy Matyjasek-Jałowieckiej „Dawno temu… 470 lat Okuniewa” z 2008 r.

W trakcie badań nad historią rodziny udało się jednak odnaleźć w dokumentacji Wydziału Powiatowego w Warszawie projekt parterowego domu mieszkalnego z półpiętrem, połączonego ze sklepem, który w 1938 roku złożyli w urzędzie w Okuniewie Aleksander i Feliksa Putkowie.
W tym samym roku Władysław Putka zbudował parterowy dom w Rembertowie, przy ulicy Skorupki 19. Przeniósł się tam wtedy razem z dziećmi Piotrem, Anną i Janem, a Aleksander został w Okuniewie, gdzie do dzisiaj mieszkają jego potomkowie. W domu w Rembertowie w podwórku była piekarnia. Do piekarni wchodziło się przez sklep z pieczywem. Naprzeciwko wejścia było okno, a przy nim stał duży stół z blatem obitym blachą. Służył do zagniatania ciasta – wspomina Jan Marek Kochański, syn Anny Putka.
W roku 1939 Aleksander poszedł na obronę Warszawy i tam został wzięty do niewoli i wywieziony do Niemiec do Baden Baden, gdzie spędził 5 lat i 7 miesięcy. W czasie II wojny w Okuniewie na piecu Putków chleb wypiekał miejscowy ksiądz, ale rodzina źle go wspomina, ponieważ chlebem tym nie dzielił się nawet z rodziną Putków. Pod koniec wojny lub zaraz po, w budynku piekarni był pożar, w wyniku którego spłonął sklep, a w murowanym budynku z jednej strony zawaliło się piętro, którego nikt już potem nie odbudował.
Aleksander po powrocie z niewoli prowadził jeszcze piekarnię przez jakiś czas, ale nie miał już do tego serca. Otworzył więc sklep spożywczy.
Podczas okupacji Władysław wraz z rodziną prowadził piekarnię w Rembertowie. Została ona jednak zamknięta przez Niemców w pierwszych miesiącach 1944 roku, za nielegalny wówczas wypiek białego pieczywa. To był tragiczny moment, mój stryj Piotr został wówczas aresztowany – opowiadał Stefan Putka, przedstawiciel trzeciego pokolenia w firmie, obecnie starszy Cechu Piekarzy w Warszawie. – Uwięziony został na Pawiaku, a jego nazwisko znalazło się na liście więźniów, którzy mieli zostać wywiezieni do obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Zostało skreślone z tej listy 24 maja 1944 roku. Przypuszczamy, że może być to data jego śmierci: podczas aresztowania został bowiem ranny. Rodzina nie otrzymała jednak żadnych informacji, nie oddano też ciała. Choć nie miałem szansy go poznać, urodziłem się już po wojnie, w 1955 roku, dostałem na drugie imię Piotr. Właśnie po stryju, starszym bracie mojego ojca – Jana.
Po likwidacji rodzinnej piekarni w Rembertowie, dwudziestoośmioletni wówczas Jan podjął pracę w piekarni „Zdrowie” Józefa Lutoborskiego, w oddalonej o kilka kilometrów Zielonej, czyli dzisiejszej Wesołej. Piekarnia „Zdrowie” była firmą działającą od 1931 roku.
Józef Lutoborski urodził się w 1870 roku w Niemirowicach, w parafii Biała Rawska. W 1896 roku, mając dwadzieścia sześć lat wyjechał do Warszawy, zapewne w poszukiwaniu pracy. Tego samego roku poślubił tam Annę Koc, która również pochodziła z Niemirowic. Fakt, że młodzi pobrali się w Warszawie, a nie w swojej parafii, rodzi przypuszczenie, że uciekli spod kurateli rodziców. W akcie ślubu Józef został określony jako młynarz. Nie wiadomo, gdzie pracował w Warszawie, wiadomo natomiast, że w latach 1916-1917 odbył praktykę rolną w majątku Hodnów, w powiecie Skierniewickim, a rok później podjął pracę nauczyciela szkoły powszechnej w pobliskiej wsi Chrząszczew. Od 1919 roku pracował jako brakarz w Fabryce Pocisków w Rembertowie. W 1930 roku, mając sześćdziesiąt lat, zdał piekarski egzamin czeladniczy i mistrzowski w Izbie Rzemieślniczej we Włocławku, i w 1931 roku otworzył własną piekarnię w Zielonej. W lokalnej gazecie „Grom Rembertowa” w listopadzie 1931 roku zamieszczał taką wierszowaną reklamę:
PIEKARNIA ZDROWIA
P. LUTOBORSKIEGO w ZIELONEJ.
Pośród piekarń mrowia Jest „Piekarnia Zdrowia”,
Która jako żywo
Najlepsze pieczywo
W Zielonej wypieka
Dla każdego człeka.
Kto chce wciąż być zdrowy,
Jada chleb razowy,
Sitkowy, pytlowy
Albo rodzynkowy!
Bułki na śniadanie
Każdy też dostanie.
Są tu sprzedawane bułeczki maślane,
W olbrzymim wyborze – Dostać się tu może.
24 września 1944 roku, wkrótce po rozpoczęciu pracy w piekarni
„Zdrowie”, Jan Putka ożenił się z córką jej właściciela – Janiną Lutoborską. I tak połączyły się dwa piekarskie rody Putków i Lutoborskich. Początki tego małżeństwa były dramatyczne – opowiada Zuzanna Putka-Twardowska – pradziadek pobłogosławił młodych i zmarł następnego dnia, a kilka tygodni później, gdy Sowieci weszli na Pragę podczas obławy na Armię Krajową, aresztowali dziadka i wywieźli do gułagu na Workucie. W ciągu 3 dni Rosjanie wywieźli wtedy wszystkich młodych mężczyzn z okolicy. Gdy wrócił po trzech latach, miał taką puchlinę głodową, że babcia go nie rozpoznała. Budynek piekarni w Wesołej, należącej dawniej do Lutoborskich, choć zmieniony, zachował się do dziś. Ma drewnianą, szachulcową konstrukcję i dwuspadowy dach, kryty gontem. Jego projekt z 1927 roku również zachował się w Wydziale Powiatowym w Warszawie. Na rysunkach widać wejście do sklepu usytuowane w bocznej elewacji. Malowniczego charakteru nadawały budynkowi wykusze umieszczone w wysokich dachach. Jeden z nich w elewacji frontowej zdobił balkon.

Do dziś w historycznym domu mieści się sklep firmowy, za którym ciągną się rozległe budynki piekarni i cukierni. Systematycznie rozbudowywane, zajmują już powierzchnię blisko 3000 metrów kwadratowych. Piekarnia w Zielonej-Wesołej przetrwała II wojnę światową, została jednak znacjonalizowana przez powojenną władzę na początku lat 50. XX wieku. Do budynku dokwaterowano wówczas 2 rodziny, dziadkowie mieszkali z dziećmi w jednym pokoju z kuchnią. W dawnym sklepie przy piekarni zrobiono spółdzielczy sklep spożywczy. Przez następne lata Jan i Janina Putkowie pracowali więc w państwowych piekarniach, o własnej firmie jednak nie zapomnieli.
Ciężko oboje pracowali. Babcia to typowa business woman, więc prowadziła kilka sklepów spożywczych i mięsnych oraz jedyne w Rembertowie delikatesy. Dziadek też pracował w sklepach spożywczych, robił płyty gramofonowe, a potem pracował w masarni.
Na przełomie 1967/68 roku, gdy tylko stało się to możliwe, zaczęli prowadzić piekarnię w Rembertowie. Była to nieformalna spółka z p. Sosnkowskim: on dał kapitał, a Dziadkowie pracę i wiedzę. Jan w tym czasie w dzień pracował jeszcze w masarni, a w nocy w piekarni. Dziadek nie posiadał jeszcze papierów mistrzowskich, które były w tych czasach niezbędne do samodzielnego prowadzenia działalności, dlatego ich kolejna piekarnia, tym razem na Grochowie przy ul. Pułtuskiej, była również spółką z niejakim p. Skrzeczkowskim. Jan Putka był bardzo ambitny i taki układ mu nie odpowiadał i dlatego w 1969 roku w Izbie Rzemieślniczej w Warszawie zdał egzamin na mistrza piekarstwa.
W 1974 roku wydzierżawił razem z żoną piekarnię w Rybnie pod Warszawą, a potem w Chodakowie. Tam swoje pierwsze doświadczenia związane z piekarstwem zdobywały ich dzieci, czyli Krzysztof, Ewa i Zbigniew oraz zięć Andrzej.
W 1975 r. na ponad rok wyjechali do Kanady. Babcia prowadziła kuchnię w restauracji, a Dziadek pracował w polskiej piekarni. Podpatrzy tam nowe technologie oraz urządzenia jakich nigdy wcześniej nie widział (wywrotnice i miesiarki).
Po powrocie mogli już zainwestować we własny zakład i w 1977 oku wydzierżawili piekarnię w Piastowie od państwa Gotowickich. Do dnia dzisiejszego w budynku tym jest piekarnia i sklep, ale już nie Putków.
Po kilku latach syn właściciela wypowiedział im dzierżawę, więc zainwestowali w wytwórnię słonych paluszków, którą otworzyli w 1981 roku w Wesołej (pomysł był p. Ciecierzyńskiego). Dochody z niej pozwoliły na to, by dwa lata później, w 1983 roku otworzyć już własną piekarnię na Grochowie, przy ulicy Tarnowieckiej 41. Do spółki zaprosili wówczas synów: Zbigniewa i Stefana, obecnie starszego cechu, oraz zięcia – Andrzeja Pudzianowskiego.
Po przeszło trzydziestu latach dziadkowie znowu mieli własną piekarnię. To był moment przełomowy, ale myślę też, że bardzo trudny – mówi Zuzanna Putka. W 1983 roku, czyli kilka miesięcy po otwarciu piekarni, zmarł Jan Putka. Piekarnię prowadzili więc już synowie i zięć. Było to dla nich duże wyzwanie, ponieważ wszyscy mieli zupełnie inne zawody. Stryj studiował handel zagraniczny, wuj – mechanikę, a tata jest inżynierem lądowym – dodaje Zuzanna. Ze względu jednak na tradycje rodzinne zdobyli uprawnienia piekarskie i poszli nową drogą. Szybko się jednak okazało, że podjęta wówczas decyzja była właściwa. Lata 90. przyniosły gwałtowny rozwój firmy, między innymi dzięki stworzeniu polsko-francuskiej spółki „Pol-Pain”. Francuskie przedsiębiorstwo specjalizowało się w handlu urządzeniami do wypieku bagietek. Dość szybko, bo już po trzech latach, jego udziały w spółce zostały jednak wykupione. A w 1996 roku firma powiększyła się o kolejną piekarnię, tym razem przy ulicy Krymskiej 6.
W następnych latach pracę w rodzinnej firmie zaczynali kolejni wnukowie Janiny i Jana Putków, których dziś pracuje już pięcioro: Grzegorz Putka zajmuje się strategią i wyznaczaniem głównych kierunków rozwoju biznesu, Zuzanna Putka-Twardowska marketingiem, Marcin Twardowski logistyką, Bartosz Pudzianowski rozwojem sieci sklepów własnych i działem handlowym, a Anna Jago odpowiedzialna jest za dział HR i dbanie o pracowników. Każdy ma więc swoją odpowiedzialną działkę i kompetencje. Co tydzień odbywają się spotkania Zarządu, na których wspólnie podejmowane są najbardziej kluczowe decyzje. Nie brakuje oczywiście drobnych nieporozumień wynikających z różnic pokoleniowych. Na szczęście udaje nam się łączyć doświadczenie i wiedzę starszych, z bardziej innowacyjnym spojrzeniem na biznes przedstawicieli młodszego pokolenia. Jesteśmy wszyscy ze sobą bardzo zżyci, w dużej części mieszkamy blisko siebie, regularnie spotykamy się na różnych rodzinnych uroczystościach i nawet wtedy często w rozmowach obecny jest temat piekarni. Śmiejemy się, że „pieczemy” nawet podczas Wigilii. Dawniej mała, rzemieślnicza firma, jest dziś dużym zakładem produkcyjnym opartym o najnowsze technologie. Mimo to w dużej części zachowaliśmy tradycyjne metody wypieku. Wiele naszych produktów cały czas formowana jest ręcznie i wypiekana na naturalnym zakwasie. Przez lata zmieniała się skala prowadzonego biznesu. Wciąż jednak zostało przywiązanie do rodziny, jej tradycji i najwyższej jakości wytwarzanych produktów. Sukcesem firmy, jak mówi prezes Zbigniew Putka, jest uczciwa praca oraz znalezienie równowagi pomiędzy tradycyjnymi metodami wypieku, nowymi możliwościami, jakie dają nowoczesne technologie oraz trendami, jakie w danym momencie są na rynku.
Zuzanna Putka-Twardowska
Zdjęcia pochodzą z archiwum rodzinnego.