Zjawiskiem-fenomenem współczesnych czasów, które potrafi zmobilizować miliardy mieszkańców kuli ziemskiej, jest bez wątpienia futbol.
Myślę, że chyba tylko Stwórca może znać pełną odpowiedź na pytanie: „Co sprawia, że dwudziestu dwóch facetów, biegających w krótkich spodenkach przez 90 minut za małym, okrągłym, skórzanym przedmiotem, napełnionym powietrzem – fascynuje bez mała cały świat?”. Mistrzostwa Świata i Europy, Liga Mistrzów to wydarzenia, wokół których kręci się już nie tylko życie społeczne w różnych jego wymiarach, ale i współczesny biznes. Dzięki mediom dowiadujemy się o wysokości bajońskich sum wydawanych na najlepszych zawodników przez prezesów najpotężniejszych klubów piłkarskich: Barcelonę, Real Madryt, Paris Saint-Germain, Bayern Monachium, Chelsea. Miliony chłopców na całym świecie pragnie być Messim, Ronaldo, Lewandowskim, Mbappe – bo to są idole ich młodzieńczej wyobraźni. Ja też, jako dorastający chłopak, chciałem być Pele, Maradoną, Lubańskim i śniło mi się nawet, że nasz niezapomniany trener Kazimierz Górski powołał mnie do reprezentacji na pamiętne Mistrzostwa Świata w 1974 r. A kiedy kilka lat temu chodziłem jako ksiądz po kolędzie w ogromnym blokowisku na Białołęce, to w jednej kieszeni sutanny nosiłem obrazki świętych, a w drugiej podobizny piłkarzy. Przyznam się, że zaskarbiałem sobie zaufanie wśród chłopaków tym, że potrafiłem jak z rękawa sypać nazwiskami sławnych piłkarzy. Kiedy zaś oznajmiałem im, że w swojej młodości byłem rokującym piłkarzem, i że do moich rodziców w latach licealnych przyjechali nawet wysłannicy z Jagiellonii Białystok, proponując treningi w zawodowym klubie, to od tych małych kibiców, piłkarskich osiedlowych talentów, otrzymałem pytanie: „A ile za księdza chciała dać ta Jagiellonia?”.
Współczesny futbol odgrywa dzisiaj tak wielką rolę, że piłkarskie gwiazdy stają się „najlepszymi ambasadorami swoich państw – ich dobrem narodowym”. To przez pryzmat dokonań niejednej piłkarskiej sławy, świat dowiaduje się więcej o krajach, z których pochodzą.
My, Polacy, jesteśmy dumni, że w światowym futbolu coraz większą rolę odgrywa Polska. Dla wielu narodów już nie tylko św. Jan Paweł II czy społeczny ruch „Solidarność” to symbole Polski. Na niejednej plaży świata, kiedy powiesz: „Jestem Polakiem”, obcokrajowcy najpierw skwitują: „No tak, Jan Paweł II”, a zaraz potem poklepią cię po plecach i z uśmiechem dodadzą: „No i Lewandowski”!. Pocieszające jest to, że w świecie pełnym politycznych i narodowościowych konfliktów istnieje wciąż jeszcze piłka nożna, która wyzwala pozytywne emocje, przekraczające bariery różnorodnych ludzkich uprzedzeń. Na ważny mecz piłkarski idą razem, trzymając w ręku tę samą biało-czerwoną flagę, kibice o różnorodnych przekonaniach, wyznaniach i poglądach politycznych. Chce się wtedy skandować: „Łączy nas piłka!”. Jeszcze kilka godzin wcześniej adwersarze polityczni w ławach parlamentarnych, a na trybunach Narodowego kibice tej samej drużyny, śpiewający razem „Do boju Polsko!”.
W mikołajkowy wieczór AD 2019 nie tylko kibice zostali obdarowani przez TVP niecodziennym prezentem. Transmitowana z okazji stulecia PZPN-u piłkarska gala stała się wydarzeniem szczególnym. Zgromadziła wielu dostojnych gości z całego piłkarskiego świata. Zaproszeni zostali na nią znani polscy piłkarze, trenerzy i działacze. Usłyszeliśmy na niej pełne osobistego, emocjonalnego zaangażowania przemówienie Prezydenta RP Andrzeja Dudy, wyrażające uznanie dla polskiej piłki i roli, jaką odegrała w historii Niepodległej. Głowa państwa zaimponowała wielką znajomością historii polskiego futbolu. Pomyślałem sobie wtedy – na szczęście nie tylko ja jako ksiądz, ale i sam prezydent jest na punkcie piłki „pozytywnie zakręcony”. Miło było słyszeć, jak prezydenci największych federacji piłkarskich FIFA i UEFA składali na ręce legendy polskiej piłki, Prezesa Zbigniewa Bońka gratulacje i wypowiadali ciepłe słowa o wielkich osiągnięciach piłkarskich nad Wisłą.
Jubileuszowa Piłkarska Gala pozwoliła polskim kibicom przenieść się pamięcią i emocjami do najbardziej spektakularnych wydarzeń sportowych, jakie na przestrzeni XX wieku jednoczyły Polaków. Były to niezapomniane chwile występów Polskiej Reprezentacji, a czasem nawet naszych klubowych drużyn: Górnika Zabrze, Legii Warszawa czy Widzewa Łódź. Ten niezapomniany wieczór przywołał nam w pamięci reprezentację, która w okresie międzywojennym toczyła wyrównany pojedynek z potęgą piłkarską – drużyną Węgier. Zobaczyliśmy migawki z dramatycznego spotkania Polska-Brazylia na Mistrzostwach Świata w 1938 r. w Strasburgu, gdzie polski napastnik Ernest Wilimowski strzelił cztery bramki. Obejrzeliśmy niezapomniane kadry z meczu Polska–ZSRR na stadionie w Chorzowie, kiedy to Gerard Cieślik strzelił fenomenalnemu bramkarzowi rosyjskiemu Lwu Jaszynowi dwie piękne bramki, a sensacyjna wygrana polskiego zespołu miała ponoć poważne skutki polityczne. Niektórzy z uśmiechem na twarzy przytaczają tekst depeszy radzieckich towarzyszy do władz polskich: „Gratulujemy wam wygranej – stop; ropa naftowa – stop; węgiel kamienny – stop”. Ówczesny „sms” mimo, że groźnie wyglądał w swojej treści, dla wielu kibiców i nie tylko był powodem do dumy. „Polacy to naród twardzieli” – mówiono na różnych nieformalnych spotkaniach, nie tylko wśród kibiców.
Po okresie posuchy lat powojennych rozpoczęła się wspaniała era „chłopców Górskiego”. Złoty medal olimpijski na Igrzyskach w Monachium i wreszcie niezapomniane Mistrzostwa Świata w 1974 r., kiedy to polska drużyna zdobyła 3. miejsce po pokonaniu Brazylii, stając się objawieniem turnieju. Kazimierz Dejna okrzyknięty zostaje wówczas profesorem futbolu, a Grzegorz Lato zdobywa tytuł króla strzelców całego turnieju.
Byłem bardzo szczęśliwy, kiedy już jako ksiądz – diecezjalny duszpasterz środowisk twórczych i sportowców – zostałem zaproszony na uroczystość 80. urodzin Kazimierza Górskiego. Warszawski Torwar, kilka tysięcy kibiców skandujących Górskiemu i jego Orłom „Dziękujemy, dziękujemy”. Miło było patrzeć, jak ci wielcy piłkarze, wtedy już dostojni, starsi panowie, gromadzą się wokół swego kochanego trenera. A on, patrząc na nich i na kibiców, jeszcze raz w swoim przemówieniu powtórzył słynne powiedzenie, że w piłce można wygrać, przegrać i zremisować, chociaż ze swoją drużyną najczęściej wygrywał – i to z najlepszymi zespołami świata.
Byłem szczęśliwy, że w mieszkaniu trenera, w otoczeniu jego najbliższej rodziny i zaproszonych gości, mogłem wreszcie zadać dostojnemu solenizantowi dręczące mnie od pamiętnego meczu na Wembley pytanie. Panie Kazimierzu – zapytałem – jak w tej jaskini lwa czuli się Pana piłkarze? Popatrzył na mnie, uśmiechnął się i jak zwykle ze stoickim spokojem powiedział: „Kiedy przez meczem na Wembley wyszliśmy na rozgrzewkę, usłyszeliśmy ogromny wrzask angielskich kibiców. Wykrzykiwali do nas „Animals! Animals!”. Wtedy, drogi księże, zobaczyłem coś takiego na twarzach moich zawodników, że już czułem, a nawet byłem przekonany, że moi chłopcy tego meczu nie przegrają”.
Finałem Jubileuszowej Gali było ogłoszenie – spośród stu wcześniej wytypowanych piłkarzy – „jedenastki stulecia”. Znowu w większości były to orły Górskiego, a także inni wielcy zawodnicy, jak Włodzimierz Lubański, Zbigniew Boniek, Łukasz Piszczek czy wreszcie Robert Lewandowski. Wszyscy oni byli dumni, że znaleźli się w „jedenastce stulecia”. Długoletni kapitan polskiej Reprezentacji, najmłodszy zawodnik, jaki kiedykolwiek w niej zadebiutował – Włodzimierz Lubański, ze wzruszeniem wyznał: „Patrzę na obecnych tu kolegów i wspominam tych, których nie ma wśród nas”. Myślał z pewnością o trenerze Kazimierzu Górskim i o Kazimierzu Deynie – a ja sobie myślę, że „z tą drużyną bylibyśmy Mistrzami Świata”.
Kiedy prowadzący uroczystość wyczytywali kolejno najlepszych zawodników na poszczególnych pozycjach w „jedenastce stulecia”, w mojej wyobraźni wiernego kibica rozpoczął się „niesamowity spektakl piłkarski z przeszłości”. O tych i innych przemyśleniach związanych z piłką nożną, napiszę już w następnym felietonie. Niech żyje więc piłka nożna! Życzmy jej wielu sukcesów w następnym stuleciu.
Ks. dr Andrzej Chibowski