Coraz więcej osób cierpi z powodu deficytu natury, nie do końca nawet zdając sobie sprawę z tego, co może być przyczyną ich stanu. Więź łącząca ludzi ze światem przyrody zanika, a to w bezpośredni sposób przenosi się na nasz stan zdrowia. Cena, jaką płacimy za oderwanie się od natury, jest bardzo wysoka: od chorób somatycznych, po depresję klimatyczną.
W związku ze zmianami klimatycznymi, mającymi zły wpływ na środowisko, pojawił się wśród ludzi nowy rodzaj lęku. Został on nazwany i opisany. Do gabinetów psychoterapeutycznych zgłaszają się ludzie, którzy nie mogą sobie poradzić z lękiem o życie planety. Objawy są podobne do zespołu lęku panicznego i są powiązane ze zmianami klimatycznymi (depresja klimatyczna, czyli solastalgia).
Z kolei pojawia się coraz więcej badań, które pokazują pozytywny i leczniczy wpływ przyrody na nasze zdrowie, nie tylko fizyczne, ale też duchowe i psychiczne. Ludzie potrzebują codziennego kontaktu z przyrodą tak samo, jak zdrowego żywienia i odpowiedniej ilości snu.
Powrót do natury i ponowne budowanie relacji człowieka z naturą może stać się odpowiedzią na choroby cywilizacyjne, a także zapełnić wewnętrzną pustkę współczesnego człowieka. Naturę jako terapeutkę mamy w dodatku na wyciągnięcie ręki, i to całkiem za darmo. Na szczęście coraz częściej zdajemy sobie z tego sprawę. W Finlandii na receptę przepisywane są spacery leśne. W Japonii powstał nowy rodzaj sztuki, zajmującej się odbudowaniem relacji człowieka ze sobą w kontakcie z lasem. To tak zwane kąpiele leśne, które mają leczącą moc (shinrin-yoku). W Korei Południowej powstają zaś lecznicze lasy, pozwalające odreagować stres.
Ten temat skłania więc do refleksji. Pojawiają się ważne pytania: czego się pozbawiasz, rezygnując z natury w swoim życiu, i na co się narażasz? Co możesz zyskać, budując świadomy kontakt z przyrodą? Jakie znaczenie ma dla Ciebie kontakt z naturą i jak na Ciebie wpływa? Przypomnij sobie ostatni spacer w lesie albo przygodę nad jeziorem. Przypomnij sobie dziecięce zabawy w błocie i piachu. Czy nie były przyjemne?
Tymczasem czyste powietrze i woda stają się towarem luksusowym, a umiejętność samoregulacji (kontakt ze sobą, świadomy oddech, odczytywanie sygnałów ze swojego ciała, umiejętność odpoczywania, troska o siebie) są dla nas tak trudne, jak specjalistyczne studia. Teraz musimy uczyć się tego, co dawniej było naturalne: jak powracać do siebie, słyszeć siebie i troszczyć się o siebie. To jest ten zew natury. Niestety, czasami jej wołanie można usłyszeć tylko poprzez chorobę i cierpienie, jakąś wewnętrzną niemoc, brak i tęsknotę za tym, co utracone. A przecież tyle dobra czeka za drzwiami…
Dzika część w człowieku
Tęsknota za dobrym życiem, za czasem, który swobodnie płynie, za przestrzenią, która pozwala na głębszy oddech, za spokojem wewnętrznym… Brakuje nam czystego powietrza, brakuje dobrej wody, brakuje nienaruszonej ludzką ręką ziemi. Trudno nazwać tę psychiczną niewygodę, którą czasem odczuwamy, która czasami się odzywa i wyje w nas jak dziki wilk. A to jest taka naturalna, ewolucyjnie dzika część nas. Ekofilozofowie mówią o tej dzikiej części każdego z nas jako samoregulującej się sile. Takiej, która nie potrzebuje ingerencji rozumu, by w zgodzie ze swoją naturą być. Jest jak rzeka, która znajduje swój nurt, albo jak nasionko, z którego „samo” wyrasta piękne drzewo i przyjmuje formę tak odległą od swojego początku. I jest w niej wiedza potrzebna do wzrostu. Wystarczą w miarę dobre warunki i każdy gatunek może korzystać ze swojej wrodzonej i naturalnej siły rozwoju. Nie inaczej jest z człowiekiem, który mając wystarczająco dobre warunki psychiczne i fizyczne, rozwija się w zgodzie ze sobą jako część wielkiego ekosystemu. Mamy więc w sobie taką tęsknotę za byciem „dzieckiem Ziemi”. Nie każdy słyszy to wołanie, choć często nieświadomie czujemy, że potrzebujemy odetchnąć – na działce czy w parku. Ciągnie nas do takiego środowiska, w którym „na wyposażeniu” jest choć trochę zielonego.. Widać to w nawet w trendach wystroju wnętrz – modne są kwiaty doniczkowe, tapety z motywami roślinnymi, zielone ściany, kanapy. Widać to w działaniach ekologicznych – sprzątanie świata, święto Ziemi. Powstaje coraz więcej leśnych przedszkoli i szkół, w których kontakt z przyrodą jest zasadniczym elementem procesu edukacyjnego. Są wyjazdy terenowe, warsztaty na temat dzikiej przyrody – pszczelarskie, zielarskie survivalowe z poszanowaniem zasobów przyrodniczych. Ludzie włączają ekologię do różnych dziedzin życia – począwszy od ekologów, ekofilozofów, ekopsychologów, ekopoetów i artystów, a skończywszy na zapaleńcach ogrodnikach, entuzjastach wycieczek outdoorowych i tych wszystkich, dla których na co dzień ważne jest środowisko, w którym żyją.
Lecząca moc przyrody
W wielkomiejskim świecie pośpiechu możemy stracić coś bardzo ważnego: nasz kontakt z naturą i jej leczącą mocą. Już są tego wyraźne symptomy – depresja klimatyczna, nadpobudliwość, choroby psychosomatyczne, stres, uzależnienia jako tragiczna odpowiedź na zerwaną więź z przyrodą. Tracimy kontakt z naszą wewnętrzną, naturalną częścią, którą mamy na wyposażeniu ludzkim od zawsze, a która może ulec zniszczeniu. Mamy obowiązek ją chronić przed wyginięciem, tak samo, jak chronimy różne gatunki roślin i zwierząt. Dzięki niej mamy więź z naturą; jest ona wewnętrznym barometrem, który reguluje nas od wewnątrz. Ta część żyje wtedy, gdy jest zanurzona w przyrodzie. Dlatego tak ważna jest edukacja przyrodnicza. Dzięki niej uczymy się od początku tego, co w oczywisty sposób było częścią życia wcześniej – gdy natura wyznaczała rytm życia człowieka. Cywilizacja zaburzyła ten proces, i przy całym swoim dobrodziejstwie, powoli odbiera tę więź człowieka z przyrodą.
Tendencja „mniej zielonego, więcej betonowego i zindustrializowanego świata” ma też swoje konsekwencje psychiczne. Następne pokolenie może oglądać las i naturę tylko wirtualnie lub w rezerwatach. A przecież człowiek jest częścią ekosystemu, jest częścią natury. Ważne są jego relacje rodzinne, relacja z samym sobą, ale też ważna jest jego relacja z naturą, jako miejscem, w którym żyje. Tak jak zerwany kontakt z rodzicem wpływa na dziecko, nawet jeśli jest dorosłe, tak „rozwód z naturą” powoduje ogromne straty psychiczne. Mamy to we krwi, tkankach, kościach, bo jesteśmy jako gatunek częścią wielkiego ekosystemu.
Z powodu odcięcia od kontaktu z przyrodą najbardziej cierpi nasz system odpornościowy i dobrostan psychiczny. Pojawia się smutek, nostalgia, depresja i tęsknota za „innym życiem”. Niektórzy wyprowadzają się z miast, by wrócić do siebie i zanurzyć się w rytmie natury. Ale przecież natura jest wszędzie. Przyroda to nie tylko amazońskie dżungle, czy niezdobyte lądy. To również parki miejskie, lasy, ogródki działkowe, a nawet kwiaty w naszych domach. Nie chodzi o ilość przyrody w naszym życiu, ale o jakość naszego kontaktu z nią.
Właściwie można powiedzieć, że natura może być przepisywana na receptę. Kontakt z nią zmniejsza objawy ADHD, polepsza koncentrację, działa relaksująco i odprężająco, reguluje poziom stresu, dotlenia organizm. Z tej perspektywy wyraźnie widać, że dbanie o siebie jest wyrazem dbałości o środowisko.
Zatem las na receptę?
Dlaczego nie? Tyle w nim dobra, począwszy od skarbów leśnych – jesiennych grzybów, letnich jagód – po relaksacyjne i zdrowotne korzyści płynące zwąchania aromatów sosen i świerków, słuchania szelestu liści i koncertów ptaków, czy obserwowanie zwierząt. Jeśli nie las, to park – a jeśli nie park, to choćby spacer bez urządzeń elektronicznych. By odpoczęło nasze ciało, umysł, dusza.
Beata Poborska-Kobrzyńska
psycholog, psychoterapeuta