Choć sojusz polityczny Warszawy i Budapesztu jest faktem, to o przejawach sympatii między obywatelami obu państw nie słychać ostatnio za wiele.
Na forach internetowych możemy znaleźć sprzeczne opinie o naszych stosunkach z Węgrami. Może to budzić niepokój, a nawet pytanie: czy wciąż się lubimy? Niektórzy dyskutujący gotowi są nawet podważać historyczne istnienie przyjaźni polsko-madziarskiej. Czy można wobec tego uwiarygodnić dziś sojusz polityczny realną przyjaźnią? Aby dbać o relacje między obywatelami państw, konieczne jest prowadzenie działań instytucjonalnych, w tym w szczególności o charakterze kulturalnym. Tak przynajmniej przyjęto się w doktrynie stosunków międzynarodowych. Do tego potrzebne jest istnienie ukierunkowanych organizacji pozarządowych, ale też wsparcie ze strony resortów: kultury, edukacji i nauki.
Uruchamianie działań oddolnych jest szczególnie ważne w sytuacji, gdy istnieją zadawnione spory między narodami. Stąd bardzo dużo takich form współpracy istnieje między Warszawą a takimi miastami, jak Kijów, Moskwa, Mińsk, Wilno czy Berlin. Takich sporów zaś nie było między Polską a Węgrami – to by wyjaśniało, dlaczego niewiele ich w relacji Polski i Węgier.
Opisując kształtowanie się stosunków polsko-węgierskich warto posłużyć się paralelą, nawiązując do nazwy węgierskiego wina Szamorodni. Oznacza ona „samo się rodzi” i wywodzi się z języka polskiego – co miało związek ze znacznym jego spożyciem w Rzeczypospolitej. Ten głęboki w smaku trunek pochodzący z rejonu Tokaj-Hegyalja, wytwarzany jest z całych kiści winogron, również tych dotkniętych szlachetną pleśnią (aszú). Można powiedzieć, że to wino robi się samo Podobnie jest ze stosunkami polsko-węgierskimi: od lat kształtują się same.
W 2019 r. jednym z najważniejszych kulturalnych wydarzeń w relacjach obu państw były 25. Dni Polskiej Kultury Chrześcijańskiej, organizowane przez Stowarzyszenie Katolików Polskich na Węgrzech p.w. św. Wojciecha i Polską Parafię Personalną w Budapeszcie. Z całym szacunkiem dla organizatorów tej inicjatywy, to jednak niewiele wobec zmieniających się wyzwań w relacjach Polaków z Węgrami.
Już dziś można dostrzec, że należą do nich: obrona wspólnej tożsamości, więzów przyjaźni, umacnianie relacji gospodarczych i kulturowych, zagrożonych postępującą globalizacją i rewolucją komunikacyjną, a przede wszystkim nieustającą rywalizacją państw i organizacji. Gdy bowiem niewiele dłużej zajmuje obecnie podróż z Warszawy do dowolnego zakątka świata niż ze stolicy Polski do Budapesztu, gdy w hipermarkecie w Poznaniu łatwiej kupić francuską szynkę niż węgierskie salami, nie wspominając o winach, wreszcie, gdy niemal każdy może w internecie anonimowo oczernić jedną nację względem drugiej, to znaczy, że czas również zacząć wdrażać więcej narzędzi instytucjonalnych. Za bardzo dobry początek dla tego typu działań można uznać dyskusję, która miała miejsce podczas tegorocznego Forum Wizja Rozwoju organizowanego w Gdyni: „Możliwości realizacji projektów międzynarodowych na przykładzie współpracy polsko – węgierskiej”. Paneliści starali się odpowiedzieć na najważniejsze pytania, w tym kluczowe: „Czy rządy korzystają z dobrych relacji pomiędzy narodami do tworzenia więzi gospodarczych?”.
Kłopot w tym, że w gospodarce rynkowej takie więzi prędzej wykorzystają przysłowiowy Kowalski z Kovácsem, niż konkurujące ze sobą państwowe giganty paliwowe, tj. polski ORLEN i węgierski MOL. Zdaje się, że interes korporacyjny skupiony na koncentracji biznesu prędzej będzie rodził konflikty aniżeli przyjaźnie. Niwelować straty społeczne wynikające z tej rywalizacji może współpraca mniejszych podmiotów, ale wymaga ona większego wsparcia instytucjonalnego, bo to „szamorodni” może się tym razem nie zrobić.
Jerzy Mosoń